Aktualności

Polska naftowym hamulcem

4 24.03 Tekst Poprawiony

Rząd Donalda Tuska od sześciu lat wstrzymuje budowę niezależnego od Kremla korytarza do transportu kaspijskiej ropy naftowej na rynki Unii Europejskiej. Gdyby rząd polski rzeczywiście był zainteresowany integracją Ukrainy z UE, podjąłby wreszcie decyzję o budowie polsko-ukraińskiego ropociągu.

Polska, podobnie jak Ukraina, wciąż uzależniona jest od dostaw rosyjskiej ropy naftowej. Faktem jest, że odziedziczony po Edwardzie Gierku terminal naftowy w Gdańsku w warunkach pokojowych jest w stanie zaspokoić zapotrzebowanie na surowiec tego samego typu dla polskich rafinerii na wypadek przerw dostaw rosyjskiej ropy naftowej REBCO ropociągiem „Przyjaźń”. Jednakże ze względu na własne bezpieczeństwo energetyczne i geopolityczne położenie Polska powinna być żywo zainteresowana utworzeniem korytarza do transportu kaspijskiej ropy naftowej przez Azerbejdżan, Gruzję i Ukrainę z wykorzystaniem własnego terytorium, a z pominięciem terytorium Federacji Rosyjskiej. Wydobycie kaspijskiej ropy naftowej od 2000 r. do dnia dzisiejszego się podwoiło. I choć deklaracje polskich polityków rządzącej koalicji wciąż potwierdzają zainteresowanie Warszawy tym projektem, to fakty niestety temu przeczą.

20 lat ukraińskich starań

Ukraina już w lutym 1993 r., czyli kilkanaście miesięcy po uzyskaniu niepodległości, podjęła decyzję o dywersyfikacji szlaków importowych ropy naftowej. Wtedy to władze w Kijowie zdecydowały o budowie terminalu naftowego Piwdennyj w pobliżu Odessy, który został uruchomiony w 2001 r. Rok później zakończyła się także po niecałych 8 latach od podjęcia decyzji budowa ropociągu Odessa–Brody. Takiego tempa prowadzenia inwestycji infrastrukturalnych może wciąż jej pozazdrościć Polska. Połączenie ukraińskich Brodów z polskim odcinkiem ropociągu „Przyjaźń” umożliwiłoby dokończenie projektu budowy Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej. Dzięki temu w pierwszym etapie do Polski korytarzem transportowane byłoby rocznie 8–12 mln ton ropy naftowej. Surowiec z Baku przesyłany byłby ropociągiem do Supsy lub koleją do gruzińskich terminali w Batumi, Kulevi i Supsie. Stamtąd tankowcami trafiałby do Piwdennyj, a następnie ropociągiem do Brodów, Płocka i ostatecznie do Naftoportu w Gdańsku. Docelowo tą drogą (po 2021 r., kiedy ponownie zostanie podwojona produkcja ropy naftowej w regionie Morza Kaspijskiego) można przesłać nawet do 40 mln ton surowca na rynek europejski i światowy. Trudno się dziwić ukraińskiej determinacji budowy niezależnego od Rosji korytarza, skoro połączenie z Polską może doprowadzić do podwojenia tłoczenia surowca przez jej terytorium. Dopiero realne zaangażowanie inwestycyjne polskiego rządu stworzy alternatywę dla rosyjskiej ropy naftowej w Europie Środkowo-Wschodniej.

4 24.03 1
Odwiedź mój profil na Facebooku

Polska hamulcowym projektu

Z perspektywy Kijowa postawa Warszawy, która poza krótkim okresem rządów PiS u w latach 2005–2007 nie jest faktycznie zainteresowana budową brakującego odcinka ropociągu, musi być co najmniej irytująca. Ukraiński premier w styczniu 2012 r. wprost stwierdził, że Polska uważa budowę ropociągu za „niepożądaną”. Zarówno postkomuniści w latach 2001–2005, jak i obecna koalicja PO-PSL żądają np. kolejnych rynkowych analiz opłacalności realizacji projektu, odwlekając tym samym ostateczną i wiążącą decyzję o polskim zaangażowaniu inwestycyjnym. Warto pamiętać, że przełomem dla szans realizacji projektu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk była prowadzona w latach 2005–2010 przez prezydenta Kaczyńskiego aktywna polityka wschodnia na polu energetycznym. To właśnie z inicjatywy prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego został zorganizowany 11 maja 2007 r. Szczyt Energetyczny na Wawelu w Krakowie, na którym prezydenci Azerbejdżanu, Gruzji, Litwy i Polski we wspólnym oświadczeniu zadeklarowali polityczne poparcie dla projektu Odessa–Brody–Płock–Gdańsk. Od takiej politycznej umowy rozpoczęła się w przeszłości np. budowa ropociągu Baku–Tbilisi–Ceyhan przez Azerbejdżan, Turcję, Gruzję i Stany Zjednoczone. Najważniejsza w Krakowie była więc deklaracja prezydenta Azerbejdżanu, który zagwarantował ropę naftową dla projektu. Kilka miesięcy później 10–11 października w Wilnie podjęto na kolejnym szczycie energetycznym decyzję o poszerzeniu udziałowców Międzynarodowego Przedsiębiorstwa Rurociągowego „Sarmatia” z siedzibą Warszawie. Spółka ta założona przez polskie PERN „Przyjaźń” i ukraińską JSC „Ukrtransnafta” w 2004 r. jest odpowiedzialna za budowę ropociągu z Polski do ukraińskich Brodów. Na mocy decyzji prezydentów z 2007 r. udziałowcami „Sarmatii” została gruzińska spółka logistyki paliwowej GOGC, azerski potentat naftowy SOCAR oraz litewski terminal AB „Klaipedos Nafta”. Na kolejnym szczycie energetycznym w maju 2008 r. w Baku prezydenci zapowiedzieli przyspieszenie inwestycji, po tym jak miesiąc wcześniej w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki „Sarmatia” ogłosiła przetarg na przygotowanie studium wykonalności projektu. Nie ulega wątpliwości, że jednym z najważniejszych powodów rosyjskiej agresji na Gruzję w sierpniu 2008 r. były właśnie wspólne ambicje Gruzji, Polski, Ukrainy i Azerbejdżanu popierane m.in. przez USA czy państwa nadbałtyckie – budowa niezależnego od Kremla korytarza do transportu węglowodorów z regionu Morza Kaspijskiego do Unii Europejskiej.

Decyzje zamiast propagandy

Niestety rząd Donalda Tuska od 6 lat (mimo poparcia dla projektu Komisji Europejskiej) wstrzymuje się od podjęcia wiążącej decyzji o rozpoczęciu budowy ropociągu do Brodów. Nawet mimo tego, że dzięki decyzjom z lat 2007–2009, podjętym z inicjatywy polskiego prezydenta, został wybrany tańszy wariant budowy polsko ukraińskiego ropociągu. Zamiast 506-kilometrowego ropociągu Brody–Orzechowo–Płock wystarczy dziś wybudować 327-kilometrowy odcinek ropociągu na linii Brody–Adamowo i wykorzystać feralną, wciąż budowaną III nitkę ropociągu „Przyjaźń” do transportu kaspijskiej ropy. Plan budowy polskiej części ropociągu uzyskał we wrześniu 2013 r. decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach projektu, co otworzyło drogę do ubiegania się o pozwolenie na budowę.

Ta krótkowzroczna polityka polskiego rządu może doprowadzić do sytuacji, w której niemożliwe stanie się wykorzystanie 120 mln euro europejskich środków przeznaczonych na tę inwestycję. Jeżeli rząd polski rzeczywiście zainteresowany jest integracją Ukrainy z Unią Europejską, zamiast dziesiątków wielkich słów wypowiadanych przez polityków PO i PSL pod adresem Ukrainy, wystarczy podjąć wreszcie decyzję o budowie polsko ukraińskiego ropociągu. Żaden inny projekt nie zbliży dziś Ukrainy bardziej do Europy. W konsekwencji doprowadzi on do znacznego uniezależnienia wielu państw obszaru postsowieckiego od rosyjskiej ropy naftowej.

źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tekst mojego autorstwa, który ukazał się w Gazecie Polskiej Codziennie 3 stycznia 2014 r.

Udostępnij na social media

Moja działalność
polityczna, społeczna i ekspercka

Polska naftowym hamulcem

Polska naftowym hamulcem

Porozmawiajmy

Janusz Kowalski informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.
zamknij