Business Insider Polska: Polska znów może stanąć w obliczu szantażu gazowego
Polska zima może być wyjątkowo zimna. I to nie za sprawą temperatury za oknem, ale z powodu widma oberwania rykoszetem rosyjskich rozgrywek gazowych na Ukrainie. Ukrainie wygasa bowiem umowa na przesył rosyjskiego gazu w kierunku zachodnim. Janusz Kowalski, były wiceprezes PGNiG, podkreśla, że Rosjanie mogą zastosować znaną w Europie Wschodniej politykę przykręcania kurka w celu wymuszenia korzystnych dla siebie warunków przesyłu gazu przez terytorium Ukrainy. Również Polska zbliża się do momentu, w którym wygaśnie aneksowany jesienią 2010 r. niekorzystny kontrakt jamalski. Umowa przestanie obowiązywać ostatecznie w 2022 roku.
Paweł Bednarz, Business Insider Polska: 31 grudnia 2022 roku wygasa kontakt jamalski na dostawy gazu z Rosji. PGNiG dużo mówi, że w końcu uwolnimy się od gazu z Rosji. To będzie faktyczny koniec gazowych problemów z Rosją?
Janusz Kowalski, były wiceprezes PGNiG: Tak. Poważną trudnością będzie tegoroczna zima. Jakiekolwiek przerwy mogą pojawić się zimą 2019-2020 dlatego, że umowa przesyłowa pomiędzy rosyjskim Gazpromem a ukraińskim Naftogazem wygasa 31 grudnia 2019 r. Z kierunku ukraińskiego realizowany jest ponad połowa kontraktu jamalskiego. Rosja może zaszantażować Ukrainę, bo właśnie w celu jej ominięcia są budowane gazociągi Nord Stream i Turkish Stream. To może mieć negatywne geopolityczne skutki dla Polski i Ukrainy, której wzmocnieniem jesteśmy bardzo zainteresowani. Kremlowi już teraz ten plan nie wyszedł, bo są spore opóźnienia w budowie drugiej nitki Nord Stream. Rosjanie już od ponad roku zapełniają magazyny w Niemczech, szykują się na wariant wstrzymania zimą przesyłu gazu przez Ukrainę na ok. 2-3 miesiące. To zagranie będzie miało na celu zmuszenie Ukrainy do podpisania nowego kontraktu przesyłowego z Gazpromem na rosyjskich warunkach. Te braki możemy odczuć, dlatego tego wariantu nie wolno lekceważyć. Warto podkreślić, że wbrew rosyjskiej propagandzie system gazociągów na Ukrainie jest w bardzo dobrym stanie. Może to Europie bardzo się przydać, bo jeden z pomysłów jest taki, żeby system ukraiński stał się docelowo wielkim magazynem gazu dla całej UE.
No dobrze, ale co z Polską? Czy uda nam się pozbyć niekorzystnej umowy jamalskiej?
Jeśli chodzi o gazociąg jamalski, to kluczowe będą dwie daty: 17 maja 2020 r., kiedy wygasa kontrakt na przesył rosyjskiego gazu na zachód przez terytorium Polski oraz 31 grudnia 2022, kiedy wygaśnie umowa jamalska na dostawy gazu do Polski. Nie jest tak, że Rosjanie mogą sobie całkowicie pozwolić na odcięcie dostaw przez Ukrainę oraz Białoruś i dalej przez Polskę. Szacuje się, że nawet po wybudowaniu dwóch nitek Nord Stream będą musieli przesyłać od ok. 20-40 mld metrów sześciennych gazu przez Ukrainę. Cały czas wzrasta bowiem uzależnienie państw zachodnich od rosyjskiego gazu. Polska jest tutaj wyjątkiem. Od 2015 r. nasza strategia jest jasna: nie chcemy rosyjskiego surowca. W tym scenariuszu gazociąg jamalski od 1 stycznia 2023 r. działa na rynkowych zasadach, a Polska realnie zarabia na przesyle rosyjskiego gazu przez własne terytorium. Zagrożenie militarne ze strony Rosji rośnie. Na Ukrainie cały czas są rosyjskie czołgi. Polska ma teraz swoje pięć minut. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze do odcięcia się od rosyjskich dostaw. Kluczowy jest tutaj Korytarz Norweski z gazociągiem Baltic Pipe, który jest jego częścią, mamy też gazoport w Świnoujściu, który jest rozbudowywany, a w planach jest drugi pływający w okolicy Gdańska. Cała ta infrastruktura wzmacnia nie tylko polskie bezpieczeństwo energetyczne, ale również i duńskie oraz naszych sąsiadów w regionie. Jestem zwolennikiem eliminowania dostaw rosyjskich węglowodorów do Polski. Orlen już dziś zmniejszył dostawy ropy naftowej do ok. 60 proc. swojego zapotrzebowania z kierunku wschodniego. Na szczęście w 2015 r. zakończyły się 8-letnie rządy PO-PSL, które były rządami prorosyjskiej polityki i chce to jasno powiedzieć. Uważam, że kupowanie surowca od państwa, które dochody pozyskiwane z jego sprzedaży wykorzystuje na walkę z nami, z naszymi sąsiadami i z UE jest absolutnie nie do zaakceptowania.
Wysuwa Pan śmiałą tezę, w zasadzie zarzut.
Wystarczy spojrzeć na negocjacje kontraktu z Rosjanami przez Waldemara Pawlaka. Właśnie te fatalnie prowadzone negocjacje w latach 2009-2010 prowadzone przez rząd Donalda Tuska spowodowały podpisanie niekorzystnego kontraktu gazowego oraz dodatkowo m.in. zmiany korporacyjne w EuRoPol Gazie osłabiające polską stronę, czy ustalenie dla spółki maksymalnej kwoty zysku. Kluczowy i miażdżący jest tutaj odtajniony raport NIK z marca 2013 r., w którym jest jasno napisane, że umorzyliśmy Rosjanom prawie 286 mln dolarów, czyli ok. 1 mld zł! Decyzją rządu Tuska i ówczesnych władz PGNiG zostało to darowane Gazpromowi. W raporcie NIK czytamy, że strona polska nie wykorzystała przewag negocjacyjnych. Dzisiaj tamto działanie jest przedmiotem śledztwa prokuratury. Mam nadzieję, że po raz pierwszy ktoś poniesie konsekwencje prawne.
Może było to spowodowane tym, że Polska była wówczas pod ścianą? Była zima, ludzie potrzebowali mieć ciepło w domu, a przemysł przecież chłonie ogromne ilości gazu.
Ściana, o której pan mówi, była pokłosiem błędnych decyzji, jeszcze z czasów rządu Leszka Millera i fatalnych negocjacji umowy jamalskiej z 2003 roku. W tym czasie istniała wyjątkowa szansa na zmianę niekorzystnej umowy w zakresie dostaw gazu. Kontrakt jamalski był kontraktem typowo politycznym, rodem z RWPG. W związku z niewypełnieniem przez Gazprom jednego z podstawowych zapisów umowy – niewybudowania drugiej nitki gazociągu jamalskiego, istniała bardzo mocna podstawa prawna, w której Polska mogła zmienić zasady tego kontraktu stulecia. Druga nitka nie była Polsce potrzebna i można było zmienić zasady gry po to, by zrobić miejsce dla gazu norweskiego, który zagwarantował Polsce od 2004 r. rząd AWS. Tymczasem za sprawą decyzji rządu Millera od 2003 r. PGNiG odbiera niecałe 3 mld metrów sześc. gazu z kontraktu jamalskiego gazociągiem jamalskim. Pozostała przepustowość ok. 30 mld metrów sześc. jest wykorzystywana do przesyłu gazu przez Gazprom na zachód Europy.
Ale na tym przesyle Polska też wielkich kokosów nie zrobiła. Po wygaśnięciu kontaktu będzie szansa na rozdawanie kart Rosjanom?
Nie zrobiła, ale może zrobić. Przed ustaleniem maksymalnego zysku dla EuRoPol Gazu , spółka miała z tytułu przesyłu, w niektórych latach ok. kilkuset mln zł zysku rocznie, za przesył tych prawie 33 mld metrów sześc. surowca. Natomiast od 2010 r. zysk EuRoPolGazu został ograniczony administracyjnie do 21 mln zł. Oznacza to, że Polska dotuje przesył surowca dla państw UE, a zarabia na tym nie kto inny tylko Gazprom i inne gospodarki UE. Obecnie mamy jedną z najniższych stawek przesyłowych w Europie. To była decyzja polityczna Tuska i Putina. Dzisiejszy zarząd EuRoPolGaz musi składać takie wnioski do prezesa URE w takiej wysokości, żeby zysk nie przekroczył poziomu 21 mln zł netto. Stawka za przesył gazociągiem jamalskim 1000 metrów sześc. na odcinku 100 km to 3,77 zł, czyli ok. 1 dolara. Na Ukrainie stawka za przesył przez to ponad 2,7 dolara. Prawie 3-razy wyższa niż w Polsce. Wychodzi na to, że jesteśmy strasznie bogaci.
Był Pan w zespole prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mogliście przecież protestować.
Robiliśmy to od samego początku kryzysu gazowego w 2009 r. Zasiadałem w zespole doradców ds. bezpieczeństwa energetycznego Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, odpowiadałem za monitoring polsko-rosyjskich negocjacji gazowych. W zasadzie 7:0 oddaliśmy negocjacje Rosjanom. Gazpromowi nie udało się osiągnąć jednego celu: przedłużenia do roku 2045 r. umowy przesyłowej na tych warunkach, mimo tego, że zapowiedź tego została uwzględniona w aneksie jamalskim z 2010 r. Ponadto dzięki twardej postawie Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i opozycji parlamentarnej PiS umowa jamalska na dostawy gazu nie została przez rząd Tuska przedłużona do 2037 r. czyli aż o 15 lat jak planował Waldemar Pawlak. Gdyby to się stało, to dzisiaj nie budowalibyśmy terminala LNG, drugiego gazoportu, Baltic Pipe. Bylibyśmy po prostu zabetonowani rosyjskim surowcem na następne kilkadziesiąt lat. Miałem zaszczyt jako wiceprezes PGNiG, odpowiedzialny za pion prawny, rozpocząć w 2016 r. dwa spory: z Gazpromem i regulatorem niemieckim. Stworzyłem w PGNiG całkowicie nowy zespół prawników niezaangażowany w polsko-rosyjskie negocjacje z poprzednich lat. W lutym 2016 r. złożyliśmy wniosek o arbitraż, w zakresie ceny gazu w ramach kontraktu jamalskiego. Arbitraż powinien zakończyć się w 2019 roku. Drugi spór zaczął się w październiku 2016 r. w związku z decyzją regulatora niemieckiego, który w zasadzie w 90 proc. pozwolił zmonopolizować dla Gazpromu lądową część Nord Stream – gazociąg OPAL biegnący na terytorium Niemiec wzdłuż zachodniej granicy. Według mnie Komisja Europejska na poziomie urzędniczym jest w sposób czytelny zainteresowana wspieraniem Nord Stream, czego przykładem jest brak decyzji ws. stosowania prawa UE dla infrastruktury dedykowanej do przesyłu rosyjskiego gazu. Za urzędnikami stoją ogromne interesy zachodnich koncernów. My jako Polska jesteśmy zainteresowani tym, żeby prawo unijne było równo stosowane na całym terytorium UE.
Wg pana Nord Stream to plama na unijnej solidarności?
Zgodnie z unijnym prawem energetycznym, z zasadą dostępu trzeciej strony, każdy podmiot powinien korzystać z infrastruktury na terenie UE na równych zasadach: torów, sieci energetycznych, gazociągów itp. Ta zasada przez Kreml nie jest przestrzegana. Nie przestrzegają jej Niemcy, czego właśnie dotyczył skarga ws. OPAL. Przykładem są tutaj wyłączenia dotyczące gazociągu Nord Stream, który obecnie faktycznie nie podlega europejskiemu pakietowi energetycznemu, a jeśli będzie podlegał, to tylko na takich zasadach – które ostatnio wynegocjowała Angela Merkel – czyli na zasadach określonych przez Niemcy. Cała część lądowa Nord Stream, czyli gazociąg OPAL, i EUGAL, miały służyć tylko wyłącznie interesom Nord Streamu; polskie spółki nie mogą na równych zasadach z nich korzystać. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, bo gazociąg Nord Stream jest budowany bez koniecznych zgód. Niektórzy również polscy politycy, tacy jak Radosław Sikorski byli zwolennikami tego, żeby Polska przyłączyła się do Nord Stream. Realizacja przez Polskę osobnej polityki jest korzystna dla regionu i państw takich jak Słowacja, Węgry czy Ukraina. Nie możemy współdziałać z państwem, które buduje swoją politykę przez szantaż i zastraszanie. Polsce zależy tylko na jednym – żeby unijne przepisy obowiązywały wszystkich, w zakresie każdej infrastruktury w Europie.
No właśnie, po zakończeniu budowy Korytarza Norweskiego i rozbudowy gazoportu, staniemy się tacy ważni?
Mamy dostęp do morza. To jest naszą siłą. Polska już teraz staje się hubem gazowym. Musimy konsekwentnie rozbudowywać wewnętrzny system przesyłowy. Gazoport w Świnoujściu powstał jako odpowiedź na szantaż rosyjski z 2006 r. Projekt został przygotowany przez zespół Piotra Naimskiego z inicjatywy Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, którego imieniem jest nazwany. My mamy gazoport, a Niemcy nie mają go do dziś. Budowanie przez Polskę partnerstwa z USA czy z innymi krajami, z których możemy sprowadzać surowiec, daje nam możliwość odsprzedaży naszym partnerom takim jak Ukraina, Słowacja czy Węgry.
Do tego potrzeba przecież interkonektorów, czyli gazociągów międzysystemowych łączących państwa.
Od 1 stycznia 2023 r. zafunkcjonuje wolny rynek gazu w Polsce. Pojawi się naturalna konkurencja, w której PGNiG również będzie się musiał odnaleźć. Niezwykle istotne jest, żeby wszystkie działania odpowiednio skoordynować działania infrastrukturalne. Mamy obecnie w budowie połączenie gazowe polsko-litewskie, które da nam możliwość przesyłu w granicach 2 mld metrów sześc. gazu, polsko-słowackie ok. 5 mld metrów sześc., polsko-ukraińskie ok. 5 mld metrów sześc. i polsko-czeskie ok. 5 mld metrów sześc. Istniało spore zagrożenie, że momencie szybszego otwarcia gazociągów, aniżeli zakończenia się kontraktu jamalskiego, Gazprom poprzez różne podstawione “spółki europejskie”, mógłby próbować podpisywać kontrakty z dużymi odbiorcami gazu w Polsce i zablokować przed 2022 r. budowę konkurencyjnego rynku gazu. Obecnie te gazociągi będą uruchomione w tym czasie, w którym zakończy się kontrakt na dostawy gazu z Rosji. Każde państwo, jeżeli nie ma infrastruktury, jest zdane na innych. Dziś zapotrzebowanie na gaz w Polsce to ok. 18 mld metrów sześc. surowca. Wydobycie własnego gazu niestety spada, a powinno być większe niż obecnie. Rosjanom nie udało się osiągnąć również jednego celu – nigdy nie uzyskali kontroli nad największymi odbiorcami przemysłowymi gazu w Polsce. Słynną sprawą była próba przejęcia Grupy Azoty i pomysły prywatyzacji Grupy Lotos.
A te działania na pozyskiwanie spółek są duże?
Warto czasami zejść z tych wielkich spraw i wielkiej polityki i zobaczyć co dzieje się na dole, również w samorządach. Sektor elektrociepłowniczy należy dziś do jednego z najbardziej dochodowych. Są one łakomym kąskiem również dla spółek niemieckich, które szukają klientów dla gazu z Nord Stream. Niestety nie ma kompetencji w większości samorządów w zakresie zarządzania elektrociepłowniami. Cieszy mnie, że PGE skupuje aktywa, tak jak zrobiono to, kupując elektrociepłownie od francuskiego EdF. Repolonizacja tego sektora jest w interesie polskiego odbiorcy. W 2014 r. kiedy zostałem wiceprezydentem Opola, wstrzymałem prywatyzację Energetyki Cieplnej Opolszczyzny SA, której obok miasta Opola akcjonariuszem jest także niemiecki E.ON. Bliźniaczą spółką jest Szczecińska Energetyka Cieplna, kontrolowana przez niemiecki E.ON. Zamiarem E.ON było skupowanie na ścianie zachodniej elektrociepłowni, po to, żeby stworzyć dużą, konkurencyjną niemiecką grupę elektrociepłowniczą. Coraz głośniej mówi się o tym, że skoro niemieckiej firmie się nie udało, to będą chcieli się pozbyć działalności w Polsce. Pytanie: jeżeli niemiecki E.ON wycofa się z Polski, to komu odsprzeda aktywa? Gazprom miał podobne plany we Francji, w której chciał skupować elektrociepłownie. Dlatego ważne, by porozumieć się z Niemcami i odkupić od nich aktywa w ECO i SEC. Dostęp do elektrociepłowni może spowodować oddolne przestawienie na gaz i zalew gazu rosyjskiego tym razem, z kierunku zachodniego. Jestem zwolennikiem tego, żeby infrastruktura była własnością państwa, a firmy prywatne mogły z niej swobodnie i na równych zasadach korzystać.