A rura sobie leży na dnie Bałtyku
Nord Stream, zgodnie z zezwoleniem wydanym przez Federalny Urząd Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu, położył w październiku zeszłego roku na głębokości 17–17,5 m jedną nitkę Gazociągu Północnego w miejscu, gdzie krzyżuje się on z północnym podejściem do portów Świnoujście i Szczecin (trasa żeglugowa zalecana przez HELCOM MARITIME2). Zgodnie z pewnymi i potwierdzonymi informacjami pochodzącymi zarówno od władz koncernu Nord Stream, jak i od urzędników z hamburskiego Urzędu Żeglugi i Hydrografii, prace nad budową drugiej nitki idą zgodnie z harmonogramem i będą zakończone w tym roku. Jak zapewnia rzecznik prasowy Nord Stream Steffen Ebert, druga nitka gazociągu w miejscu krzyżówki z północnym podejściem będzie gotowa na początku jesieni 2011 r. Informację tę potwierdza także Ulrich Lissek, dyrektor konsorcjum Nord Stream ds. komunikacji.
(Z danych BSH wynika, że konkretnie parametry tego odcinka są następujące: obecnie jedna rura gazociągu leży: 014° 03′ 11.7” E / 54° 30′ 31.5” N – Nord-West-Pipeline i 014° 03′ 13.4” E / 54° 30′ 269” N – Süd-Ost-Pipeline).
Zagrożenie życia
Przypomnijmy, jakie konsekwencje będzie mieć leżąca na tej głębokości (maks. 17,5 m) rura. Jej średnica to 1,5 m, ale należy pozostawić tzw. bezpieczną odległość pod kilem – minimum 2,5 m, zostaje więc 13,5 m. Z tego wynika, że tylko statki o takim zanurzeniu mogą i będą mogły w przyszłości tamtędy przepływać. I tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt na linii polskiej i niemieckiej interpretacji stanu faktycznego. Kpt. Waldemar Jaworowski, doświadczony żeglarz, uważa, że zarówno droga wodna, jak i położona na dnie rura po jakimś czasie systematycznie będą się zamulały i w efekcie głębokość nad nią w tym miejscu znacznie się zmniejszy. – Tak dzieje się zawsze – twierdzi kapitan polskiej żeglugi wielkiej i dalej wyjaśnia – wtedy na miejsce wchodzą odpowiednie jednostki pogłębiające, ale który kapitan zgodzi się pogłębiać ten tor, wiedząc, że na dnie na ok. siedemnastu metrach znajduje się rura wypełniona niebezpiecznym gazem pod ciśnieniem, nikt o zdrowych zmysłach się nie odważy narażać życia swojego i załogi.
Władze portu też nie chcą rury
Także prezes Zarządu Portów Morskich Szczecin i Świnoujście Jarosław Siergiej od początku sporu o gazociąg jest przekonany, że rura jest położona zbyt płytko. Uważa, że w perspektywie utrudni to rozwój polskich portów, ponieważ na drodze podejściowej północnej będą potrzebowały one głębokości minimum 15 m, a nie proponowaną obecnie przez Nord Stream – 13,5 m. Również dyrektor Urzędu Morskiego Andrzej Borowiec przyznał, że pozostawienie 13,5 m nad gazociągiem na szlaku północnym nie jest wystarczające, a polska strona domagała się 1,5 m więcej. – Wszyscy fachowcy z branży morskiej są zgodni, że potrzebujemy na podejściu północnym przestrzeni, która umożliwi wpływanie jednostek o zanurzeniu nawet do 15 m. Nam nie jest potrzebna perspektywa dwudziestu lat, konieczność posiadania takiego zanurzenia może wyniknąć bowiem już za pięć, a może nawet trzy lata – twierdzi kpt. Jaworowski.
Od początku przeciwko gazociągowi protestuje opozycja oraz lokalni politycy Pomorza Zachodniego. Protestował PiS, a także SLD – szczególnie z okręgu świnoujskiego. Nikt nie miał złudzeń, że Nord Stream negatywnie wpłynie na rozwój polskich portów. Andrzej Mrozek z lokalnych struktur tego regionu nie ma wątpliwości, że już w niedalekiej przyszłości okaże się, iż obecnie położona rura będzie poważnym zagrożeniem, i to nie tylko dla będącego w budowie gazoportu, ale także dla portu handlowego. Jak przypomniał, gazoport będzie tylko częścią nowego świnoujskiego portu, bo oprócz budowy tego terminalu rozrośnie się także jego cześć handlowa. W założeniach planowana jest m.in. budowa dużego nabrzeża dla nowoczesnych kontenerowców, a te jednostki mają zanurzenie nawet powyżej 14 m.
To sprawa polityczna
Zdziwienia z faktu, że polska strona była tak nieskuteczna i pozwoliła sobie pod nosem położyć gazociąg, który zdecydowanie w przyszłości ograniczy wejście dużych jednostek do polskiego portu, nie krył nawet Alfred Bligenthal, szef niemieckiego portu na Bałtyku – Vierow. Stwierdził on, że wszystkie porty zawsze i nieustannie walczą o jak najgłębsze wody podejściowe, z tym bowiem jest związana ich przyszłość i egzystencja.
Niemcy od początku byli głusi na polskie uwagi i spokojnie, ale zdecydowanie i szybko robili swoje. Urzędnicy niemieccy wyjątkowo sprawnie wydawali niezbędne zezwolenia (często nawet nie czekając na decyzje sądowe w sprawach wielu zaskarżeń budowy), natomiast koncern Nord Stream co kilka tygodni wydawał komunikaty, że prace przebiegają zgodnie z harmonogramem i planowo, a specjalistyczne włoskie statki, wraz z pomocniczymi jednostkami, oraz specjalny robot, który od razu sprawdza pod wodą szczelność spawania, sprawnie układają pod wodą rury gazociągu. Zakończono kładzenie rur na wodach terytorialnych Niemiec oraz Rosji i rozpoczęto na wodach terytorialnych Finlandii. Ponadto – jak zapewnia rzecznik Nord Stream – konsorcjum nie będzie miało żadnych problemów z dalszym zabezpieczeniem finansowym następnego etapu prac nad gazociągiem, ponieważ wszystkie wnioski o kredyty mają gwarancje rządu niemieckiego i włoskiego.
Dla kpt. Waldemara Jaworowskiego nie ulega wątpliwości, że Nord Stream działał wyjątkowo politycznie i z premedytacją, aby w konsekwencji spłycić tor wodny do Świnoujścia, czyli pogorszyć tamtejsze warunki żeglugowe, co oznacza, że działał na szkodę państwa polskiego. Kapitan, podobnie jak inni polscy eksperci, twierdzi, że niewiele wyobraźni i dobrej woli było trzeba, by Nord Stream przesunął przebieg trasy gazociągu dalej na północ o jakieś 3–4 km, gdzie głębokość przekracza 20 m – tam rury nikomu by nie przeszkadzały. Podobnego zdania jest Jarosław Siergiej, który się zastanawia, dlaczego po polskich protestach można było podjąć decyzję o przesunięciu gazociągu na podejściu północnym o 2 km, a nie np. o 3 km dalej na północ – takie rozwiązanie załatwiłoby problemy dotyczące rozwoju portów polskich.
Udali, że nie słyszą, o czym mówimy
W bezpośrednich rozmowach, czy to z niemieckimi urzędnikami z BSH, czy z przedstawicielami koncernu Nord Stream, zawsze padał argument, że niemiecka strona uwzględniła polskie postulaty, aby przesunąć gazociąg na północne, głębsze wody. Faktycznie Federalny Urząd Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu wydał zgodę na wniosek konsorcjum Nord Stream, by rura została przesunięta w stosunku do pierwotnego planu (według którego miała leżeć na głębokości 15 m) na głębszą o ok. 2 m wodę na odcinku dwunastu kilometrów. Gazociąg w tym miejscu został jakby wygięty na głębokość ok. 1,9 km, co go automatycznie wydłużyło o 1 km i umiejscowiło na głębokości ok. 17 m. Ale to dla polskiej strony nic nie zmienia, gdyż domagaliśmy się położenia rury na głębokości minimum 19 m. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w zgodzie wydanej przez HSB w części dotyczącej szlaków morskich, a konkretnie miejsca, gdzie gazociąg Nord Stream będzie przecinać szlak morski prowadzący do zespołu portów Szczecin–Świnoujście, od początku nie było żadnej klauzuli nakazującej inwestorom wkopanie rury w dno morskie. W innych misjach tak, ale w tej nie.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której na razie nikt nie wspomina, mianowicie ewentualne przecięcie się przyszłego gazociągu „Bałtyckiego” z Danii do Polski z Gazociągiem Północnym. Fachowcy ostrzegają, że również to miejsce musi albo znaleźć się na ponad 20 m głębokości, albo rura musi być wkopana w dno morza, gdyż inaczej ruch statków zostanie utrudniony. Gazociąg „Bałtycki” będzie miał średnicę 610 mm, Gazociąg Północny ma prawie 1,5 m, a zatem wysokość konstrukcji umożliwiającej bezpieczne ich skrzyżowanie powinna wynosić do 4 m. A to natomiast oznacza, iż rura w tym miejscu powinna zostać przez Niemców wkopana w dno albo znaleźć się na głębokiej wodzie.
Niedawno pojawiła się informacja, że zespół polskich portów i Nord Stream powołały specjalną grupę roboczą, by określić parametry i procesy, jakie będą wymagane do ewentualnego przesunięcia Gazociągu Północnego na głębsze wody. Przedstawiciele niemiecko-rosyjskiego konsorcjum od razu jednak zastrzegli, że o ewentualnym pogłębieniu (przesunięciu) rur zaczną rozmawiać dopiero wtedy, gdy polska strona przedstawi konkretne plany zagospodarowania nadbrzeży i północnego podejścia do portów. Niemcy postawili warunek – rozpoczną rozmowy dopiero po tym, gdy sprawdzą nasze plany rozbudowy partów Świnoujście i Szczecin. Dyrektor konsorcjum Nord Stream ds. komunikacji Ulrich Lissek nie pozostawia wątpliwości, że to muszą być konkretne plany, całkowity kosztorys, harmonogram prac, wszelkie administracyjne zgody budowlane, a nie tylko strategiczne plany ogólnego rozwoju. Poza tym Lissek dał do zrozumienia, że powinny być one zbieżne z obowiązującymi przy niemieckich budowach tego typu. Strona niemiecka odmówiła na razie rozmów o konkretach w sprawach technicznych, uważając, że w tej chwili nie wiemy, jakie technologie będą obowiązywać za pięć lub dziesięć lat, ani kiedy takie plany po polskiej stronie będą gotowe.
Dyrektor ds. komunikacji z Nord Stream przyznaje, że na obecnym etapie nawet drobne przesunięcie rur jest obwarowane wieloma administracyjnymi posunięciami i będzie bardzo trudne. Potwierdzona najnowsza informacja w Federalnym Urzędzie Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu, brzmi: jakiekolwiek nowe próby przesunięcia przez Nord Stream gazociągu wiążą się z ponownym złożeniem od początku wszystkich wniosków o wydanie pozwolenie na takie prace. Urzędnicy hamburscy przyznają, że ponowne wydanie nowej zgody na jeszcze jedno przesunięcie gazociągu jest bardzo mało prawdopodobne. Rzecznik prasowy Nord Stream także nie ma co do tego złudzeń.
Niemcy pogłębiają nawet do 16,5 m
Strona niemiecka utrzymuje, że polskim portom wystarczy podejście 13,5 m zanurzenia, ale w tym samym czasie niemieckie porty na Bałtyku, ale także port w Hamburgu, rozwijają się w szalonym tempie i pogłębiają swoje rynny podejściowe. W ostatnich miesiącach zapadała decyzja o szybkim zainwestowaniu 70 mln euro w port w Rostoku. Minister gospodarki w Meklemburgii Przedmurzu Juergen Seidel potwierdził, że w ramach tej kwoty już rozpoczęły się prace pogłębiania rynny wodnej prowadzącej do rostockiego portu – by mogły wpływać statki o zanurzeniu do 16,5 m (obecnie granicę stanowi 14,5 m). Administracja portu tłumaczy, że 16,5 m jest konieczne dla przyjmowania nowoczesnych frachtowców wwożących zboże, węgiel lub inne towary. Port w Wismarze także rozwija się intensywnie i decyzją władz landu Zatoka Wismarska (a konkretnie drogi podejściowe do tego portu) będzie pogłębiana i – jak zapewnia ministerstwo Meklemburgii Przedmurza – proces ten zakończy się przed 2013 r. Nawet malutki port bałtycki w miejscowości Vierow otrzymał od rządu wsparcie na rozwój w wysokości 4,7 mln euro, a niewiele większy od niego port bałtycki Wolgast zostanie pogłębiony, bo miejscowi radni uznali, że dzisiejsze możliwe ośmiometrowe zanurzenie jest zdecydowanie niewystarczające. Podobne przedsięwzięcia są planowane na Łabie – na odcinku od Morza Północnego do portu w Hamburgu. Obecnie do portu hamburskiego mogą wpływać jednostki o zanurzeniu do 14,5 m, w przyszłości będzie to o jeden metr więcej. Rząd federalny wraz z landem Hamburg zarezerwowały na ten cel w tegorocznym budżecie sumę 385 mln euro.
Czy to celowe działanie
Wniosek nasuwa się jeden – Gazociąg Północny leżący na głębokości 17 m na torze podejściowym północnym będzie skuteczną blokadą polskiej gospodarki morskiej, pogarszającą tamtejsze warunki żeglugowe, co wpłynie na obniżenie jej konkurencyjności w stosunku do portów niemieckich. Należy się zastanowić, czy nasi zachodni sąsiedzi zgadzając się na grupy robocze, w rzeczywistości nie działają celowo, aby uśpić naszą czujność i przedłużyć sprawę jeszcze kilkanaście miesięcy, do czasu, kiedy popłynie gaz. A wtedy – nawet polscy eksperci się nie łudzą – „pełnego i pod ciśnieniem” gazociągu najprawdopodobniej już nikt nigdy nie przesunie.
Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Gróbarczyk, były minister gospodarki morskiej, za zaistniałą sytuację obwinia obecny rząd. Jego zdaniem, premier Tusk niewiele zrobił, aby ograniczyć straty Polski wynikające z usytuowania pierwszej nitki Gazociągu Północnego. Gróbarczyk podejrzewa również, że położenie rury na dnie morza tak płytko w rzeczywistości miało spowodować nie tylko ograniczenie rozwoju polskich portów, ale także zahamowanie ruchu po tzw. wodnym korytarzu środkowo-europejskim, który łączy Adriatyk z Bałtykiem. Utrudnienia na tej drodze ułatwią bowiem rozwój tzw. korytarza wodnego zachodniego, a wtedy portami docelowymi zamiast Szczecina i Świnoujścia będą porty niemieckie.
źródło: Gazeta Polska
Tekst mojego autorstwa, który ukazał się w Gazecie Polskiej 23 lutego 2011 r.