Aktualności

Rosyjski szach mat dla dywersyfikacji

16 5.04

Zmarnowany czas

W listopadzie 2007 r. Ministerstwo Gospodarki opuścił, po prawie dwóch latach pracy, tandem ekspertów odpowiadających za dywersyfikację: Piotr Grzegorz Woźniak, pełniący funkcję ministra gospodarki RP, oraz Piotr Naimski, pełniący w randze sekretarza stanu funkcję pełnomocnika rządu ds. dywersyfikacji dostaw nośników energii. Wydawało się, że ich następcy w krótkim czasie przypieczętują oczekiwany od kilkunastu lat sukces dywersyfikacji gazu ziemnego w Polsce. Rzadko bowiem zdarza się tak, że następcy otrzymują od swoich poprzedników nie tylko gotową mapę drogową konkretnych działań, lecz także merytoryczne wsparcie wraz z profesjonalnym zespołem urzędników wdrażających i nadzorujących realizację projektów dywersyfikacyjnych. Niestety, nowy minister gospodarki Waldemar Pawlak w bardzo krótkim czasie całkowicie wstrzymał realizację projektów dywersyfikacyjnych, doprowadził do odejścia z ministerstwa kilkunastu, wyspecjalizowanych w zadaniach związanych z bezpieczeństwem energetycznym kraju, urzędników z nieistniejącego już Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii oraz przyczynił się do likwidacji przez Radę Ministrów stanowiska pełnomocnika rządu odpowiedzialnego za dywersyfikację węglowodorów.

Przez cały poprzedni rok Waldemar Pawlak przekonywał opinię publiczną nierealnymi z technicznego punktu widzenia zapewnieniami, że bezpieczeństwo energetyczne zapewni Polsce przede wszystkim wzrost krajowego wydobycia gazu i zgazowanie węgla. Nawet laik wie, że inwestycje z zakresu upstreamu realizuje się w co najmniej kilkuletnich czasookresach, a gazu ziemnego zabraknąć może w Polsce już w 2010 r. Co ciekawe, krajowe wydobycie z roku na rok zamiast rosnąć – maleje.

Wstrzymanie dywersyfikacji Waldemar Pawlak uzasadniał koniecznością analizy biznesowej gazowych projektów, czyli budowy terminala do odbioru gazu skroplonego (LNG) w Świnoujściu i gazociągu Baltic Pipe na dnie Morza Bałtyckiego. Zamiast przygotowywać się na „problem roku 2010”, Waldemar Pawlak wolał brylować w mediach. Gdyby od listopada 2007 r. Donald Tusk i Waldemar Pawlak wykazali się determinacją, już w 2010 r. mógłby popłynąć gaz ziemny 200 kilometrowym gazociągiem Baltic Pipe z Danii do Polski. Postawa ministra gospodarki w sprawie zaniechania dywersyfikacji szybko doprowadziła do jednego z najpoważniejszych w koalicji PO–PSL konfliktów. Już w pierwszej połowie 2008 r. premier Donald Tusk wziął na siebie część odpowiedzialności za bieżące działania w obszarze zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego, co jeszcze bardziej pogłębiło kryzys kompetencyjny na szczytach władzy. Na szczęście 19 sierpnia 2008 r. Rada Ministrów uznała projekt budowy terminala LNG w Świnoujściu, którego realizacja rozpoczęła się za rządów PiS, za projekt strategiczny dla bezpieczeństwa państwa. Jednak niemal przez dwa lata rządów koalicji PO–PSL w sprawie gazociągu Baltic Pipe nie zrobiono nic.

Zakładnicy II nitki jamalskiej

Kiedy w styczniu Rosjanie przerwali dostawy gazu ziemnego do Polski z kierunku ukraińskiego, politycy rządzącej koalicji zarzucili medialnie opinię publiczną swoimi pomysłami na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego. Co ciekawe, w tej sprawie wypowiadał się przede wszystkim minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, a nie odpowiedzialny ustawowo za bezpieczeństwo energetyczne minister gospodarki. Premier nie musiał zabierać głosu w czasie kryzysu, ponieważ wyjechał na narty. W styczniu ministrowie rządu Tuska ogłaszali publicznie, że najlepszym sposobem na zagwarantowanie ciągłości importu gazu z kierunku wschodniego jest… wybudowanie kolejnego gazociągu z Rosji, czyli tzw. II nitki jamalskiej (sic!). Niestety, politycy koalicji do tej pory forsują II nitkę jamalską, w czasie kiedy Aleksiej Miller, szef Gazpromu, zapowiada wstrzymanie dostaw surowca na Białoruś, co oznacza, podobnie jak w styczniu 2004 r., wstrzymaniem dostaw gazu ziemnego do Polski gazociągiem jamalskim. Zdaniem ministrów rządu Tuska Białoruś jest pewniejszym partnerem niż Ukraina i z tego kierunku nie sposób oczekiwać szantażu energetycznego. Co ciekawe, II nitka przedstawiana jest jako alternatywa dla Nord Stream, choć Polska w 2007 r. zaproponowała budowę gazociągu z pominięciem Białorusi, zwanego gazociągiem Amber z Rosji poprzez m.in. terytorium państw nadbałtyckich i Polski.

Na marginesie warto przypomnieć, że sprawa II nitki gazociągu jamalskiego, której budowa zapisana jest w porozumieniu z 1993 r., została ostatecznie pogrzebana na warunkach w miarę korzystnych dla Polski 12 lutego 2003 r. Wtedy to wicepremier Marek Pol podpisał, bez instrukcji negocjacyjnej, sprzeczny z polską racją stanu „Protokół dodatkowy” do kontraktu jamalskiego. W tym czasie należało wykorzystać negocjacyjnie niezrealizowanie przez Rosjan budowy II nitki oraz fakt podpisania kontraktów na import gazu ziemnego z Norwegii i Danii do renegocjowania niekorzystnego kontraktu jamalskiego, na co strona rosyjska, zgodnie z sygnałami z grudnia 2001 r., by przystała. Jednak rządzący wtedy postkomuniści woleli zerwać porozumienia z Duńczykami i Norwegami i podpisać bardzo korzystny dla Rosjan dokument, który m.in. wydłużał o trzy lata okres obowiązywania kontraktu jamalskiego.

16 5.04 1
Odwiedź mój profil na Facebooku

Negocjacje na kolanach

Trudno się dziwić, że wstrzymanie w listopadzie 2007 r. na kilkanaście miesięcy realizacji projektów dywersyfikacyjnych przez PO–PSL, forsowanie przez nowy zarząd PGNiG SA SLD-owskiego pomysłu budowy interkonektora Bernau–Szczecin wypełnionego rosyjskim gazem z Niemiec czy chaos kompetencyjny na najwyższych szczeblach rządowych w obszarze zarządzania energetyką, nie zostało przez stronę rosyjską odebrane inaczej niż zachęta to politycznego niedostatku gazu ziemnego dla polskiej gospodarki. Cel Rosjan jest oczywisty: wykorzystać zainicjowany przez siebie „problem roku 2009” oraz brak elementarnego profesjonalizmu polskich polityków w celu zwiększenia uzależnienia polskiej gospodarki od rosyjskiego gazu ziemnego, tak aby w perspektywie najbliższych kilkunastu lat bezcelowa stała się realizacja projektów infrastrukturalnych umożliwiających import surowca z kierunku innego niż wschodni.

Już na wstępie strona rosyjska zaszantażowała Polskę, uzależniając jakiekolwiek porozumienie w sprawie uruchomienia dostaw surowca o wolumenie odpowiadającym nierealizowanemu od stycznia krótkoterminowemu kontraktowi z RosUkrEnergo, od podpisania aneksu do długoterminowego kontraktu jamalskiego. Zeszłoroczny medialny optymizm ministra gospodarki prysł w mgnieniu oka, tak że Waldemar Pawlak w kwietniu grzecznie poprosił pisemnie Rosjan o zgodę na renegocjację kontraktu jamalskiego! Podczas gdy zasadą każdych negocjacji w obszarze bezpieczeństwa dostaw surowców jest całkowita dyskrecja i cisza medialna, polscy politycy i negocjatorzy przyjęli odwrotne założenie. Wystarczy otworzyć jakikolwiek polski dziennik, aby poznać polskie stanowisko w sprawie renegocjacji tajnego (!) kontraktu jamalskiego. Już od kilku miesięcy Waldemar Pawlak i wyznaczeni negocjatorzy, wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska i wspomniany Maciej Kaliski, testują publicznie własne pomysły co do stanowiska Polski w negocjacjach. Z pewnością są to własne, autorskie pomysły naszych negocjatorów, wystawiające negatywne świadectwo im samym i Polsce, ponieważ zasadą jest utajnienie przez prezesa Rady Ministrów oficjalnej instrukcji negocjacyjnej. Jest pewne, że Rosjanie z zachwytem i z niedowierzaniem co do korzystnego dla siebie przebiegu wydarzeń przyjmują publiczne deklaracje zgody polskich negocjatorów na sondowane i zgłaszane rosyjskie postulaty: wybudowania II nitki jamalskiej, możliwości wpisania do długoterminowego kontraktu jamalskiego dodatkowych kilku miliardów metrów sześciennych gazu czy zgody na faktyczne przejęcie kontroli nad EuroPolGazem przez Rosjan.

Sytuacja przestała śmieszyć już w czerwcu, kiedy to wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska publicznie zadeklarowała, że Polska jest w stanie zgodzić się na przedłużenie obowiązywania kontraktu jamalskiego z 2022 r. do… 2035 r. Nawet Rosjanie nie mogli przewidzieć chęci ze strony polskiej uzależnienia się od rosyjskiego gazu na kolejne kilkadziesiąt lat. Zdaniem pani minister korzystny dla Polski jest model znany z czasów sowieckich, w którym zasady importu surowca energetycznego ustalane są na szczeblach rządowych, a nie na szczeblach spółek energetycznych. Dziś liberalny rząd PO chce zobowiązać giełdową spółkę do odbioru dodatkowej ilości gazu pod reżimem płacenia ogromnych kar przewidzianych w międzyrządowym kontrakcie znanym z poprzedniej epoki. Po co w takim razie PO „prywatyzowała” spółkę, rozdając pracownikom za darmo akcje o wartości kilku miliardów złotych, skoro administracja publiczna zastrzega sobie prawo do narzucania publicznej spółce niekorzystnych warunków kontraktowych? Taka publiczna deklaracja pani minister została odebrana z pewnością przez stronę rosyjską nie tylko jako dowód zupełnej amatorszczyzny i braku doświadczenia w prowadzeniu trudnych negocjacji, lecz przede wszystkim jako potwierdzenie słabości i bezsilności obecnej administracji rządowej do zarządzania w sytuacjach kryzysu energetycznego i politycznego.

Polskie cele negocjacyjne

Można również przyjąć, że medialna kakofonia polskich polityków nie jest przypadkowa i stanowi zasłonę dymną dla realizacji z góry założonego planu. Potwierdzenie takiej tezy oznaczałoby, że Rzeczpospolitą nie rządzą suwerennie myślący politycy, dla których granicą w podejmowanej grze geopolitycznej jest racja stanu Polski. Bliższa prawdy wydaje się jednak wersja o braku merytorycznego przygotowania obecnej administracji rządowej do zakończenia kryzysu gazowego na warunkach korzystnych dla Polski. Trudno bowiem jednoznacznie określić stanowisko polskie w sprawie brakującego gazu ziemnego. Warto więc odnieść się merytorycznie na poziomie publicystycznym do obecnej sytuacji.

Polskim celem negocjacyjnym numer jeden musi być podpisanie kontraktu na dostawy gazu ziemnego od 2010 r. do czasu uruchomienia terminala LNG w Świnoujściu, czyli do roku 2014. Problem roku 2009 jest załatwiany doraźnymi działaniami. Minister skarbu poinformował, że 1 czerwca Gazprom Export i PGNiG SA podpisały krótkoterminowy kontrakt, którego głównym celem jest napełnienie zbiorników 1,024 mld m3 gazu w okresie do 30 września 2009 r., i o toczących się negocjacjach dotyczących długoterminowego kontraktu. Innymi słowy, skoro już zostały rozpoczęte negocjacje z Rosjanami, należy z całą mocą podkreślić, że polska zgoda na zwiększenie dostaw w ramach kontraktu jamalskiego o brakujący wolumen 2,3 mld m3 gazu rocznie musi dotyczyć okresu maksymalnie do połowy 2014 r. Inne rozwiązanie oznacza klęskę dywersyfikacji. Polska nie potrzebuje więcej rosyjskiego gazu, skoro od 2014 r. do Świnoujścia mają zacząć przypływać gazowce z katarskim surowcem w ramach podpisanego w czerwcu 20-letniego kontraktu na dostawy prawie 1,5 mld m3 gazu ziemnego rocznie. W tym miejscu z zadowoleniem należy przyjąć fakt podpisania kontraktu z Katarem i brak znajomości jego treści przez opinię publiczną. Zastanawia tylko bardzo niski wolumen importu surowca na mocy porozumienia, skoro już w pierwszym etapie uruchomiania terminala możliwy będzie odbiór nie 1,5, ale 2,5 mld m3 surowca.

Polskim celem negocjacyjnym numer dwa jest podpisanie porozumienia na wolumen odpowiadający nierealizowanemu kontraktowi z RosUkrEnergo, czyli na maksymalnie 2,3 mld m3 gazu. Jednakże należy pamiętać, że Polska już w 2010 r. zyska techniczną możliwość importu nie 1 ale 2 mld m3 gazu z kierunku zachodniego w punkcie Lasów. Warto więc uwzględnić czasową możliwość zakupu drogiego rosyjskiego gazu od Niemców, dzięki czemu strona polska mogłaby uniknąć przymusu renegocjacji długoterminowego kontraktu jamalskiego. Rozszerzenie kontraktu jamalskiego o wolumen większy niż 2,3 mld m3 gazu będzie klęską negocjacyjną Polski i oznaczać będzie konieczność ograniczenia wydobycia taniego krajowego gazu.

I wreszcie polski cel negocjacyjny numer trzy to brak zgody na budowę II nitki jamalskiej przez terytorium Polski, a także brak zgody na wzmocnienie pozycji rosyjskiej w spółce EuroPolGaz, która jest właścicielem jamalskiej magistrali. Warto odnotować, że w połowie lipca Ministerstwo Gospodarki w bardzo ostry sposób zaprzeczyło informacjom prasowym, jakoby proponowało przesunięcie punktu odbioru rosyjskiego gazu dla dostawców z Niemiec czy Francji, z punktu odbiorczego na granicy polsko-niemieckiej w Malnow do punktu odbiorczego na granicy polsko-białoruskiej. Ministerstwo Gospodarki zarzuciło dziennikarzom, że takie informacje prasowe szkodzą negocjacjom – tak jakby wcześniejsze wypowiedzi polskich negocjatorów wzmacniały polską pozycję. W tej sprawie chodzi o to, że Unia Europejska zaczyna się dla Gazpromu w Niemczech, a nie w Polsce, bowiem gazociąg jamalski nie podlega prawu unijnemu, przez co niemożliwe jest wyegzekwowanie unijnej zasady tzw. TPA (zasada dostępu trzeciej strony), która umożliwiłaby korzystanie z jamalskiej infrastruktury każdemu zainteresowanemu podmiotowi. Przy tej okazji należy dążyć do zniesienia zakazu reeksportu rosyjskiego gazu oraz zwiększenia elastyczności jego dostaw.

Czy rząd Tuska pogrzebie terminal LNG?

Wszystkie powyższe priorytety polskiej polityki energetycznej sprowadzają się do jednego celu: nie zaszkodzić polskim projektom dywersyfikacyjnym. Jeżeli rząd Donalda Tuska wyrazi zgodę na np. wpisanie ponad 2,3 mld m3 gazu ziemnego do kontraktu jamalskiego, obowiązującego co najmniej do 2022 r., oznaczać to będzie faktyczną klęskę dywersyfikacji i potwierdzenie uzależnienia Polski od rosyjskiego surowca na następne kilkadziesiąt lat. Nie ma bowiem żadnego uzasadnienia do zwiększania wolumenu dostaw z kontraktu jamalskiego o kolejne miliardy metrów sześciennych gazu, skoro już w 2014 r. ma zostać uruchomiony terminal LNG w Świnoujściu. Zgoda na zwiększenie importu rosyjskiego surowca, a także na budowę II nitki jamalskiej, która do tego również w konsekwencji prowadzi, sprawi, że założona w latach 2005–2007 wieloetapowość rozbudowy terminala LNG do 5 mld m3 w II etapie i do 7,5 mld m3 w III etapie stanie się bezcelowa. Innymi słowy, zwiększenie odbioru gazu ziemnego z Jamału oznacza, że terminal nie zostanie rozbudowany, ponieważ w Polsce nie będzie zapotrzebowania na dodatkowy gaz. Gazoport w Świnoujściu będzie więc wykorzystywany tylko do odbioru katarskiego gazu, który przy małym wolumenie 1,5 mld m3 może okazać się gazem drogim, co posłuży za argument dla przeciwników uniezależnienia się od Rosji. Ponadto podpisanie niekorzystnego kontraktu oznaczać będzie – wbrew zapowiedziom Waldemara Pawlaka (!) – konieczność skokowego ograniczenia wydobycia krajowego. Z uwagi na to, że rosyjski gaz już dziś jest najdroższym gazem w Europie – droższym od gazu norweskiego – taki stan rzeczy uderzy nie tylko w całą polską gospodarkę, lecz przede wszystkim w polskich obywateli zmuszonych do płacenia gigantycznych rachunków za rosyjski gaz w imię utrzymania rosyjskiego monopolu.

Nie jest tak, że strona polska nie ma negocjacyjnej alternatywy w sprawie rozwiązania problemu braku gazu. Niewiele jednak wskazuje na to, że polscy urzędnicy i sama spółka PGNiG podjęli próbę zawarcia krótkoterminowego kontraktu na dostawy rosyjskiego surowca gazociągiem jamalskim z partnerami z Niemiec czy Francji. Jest możliwe, że Niemcy wynegocjują z Rosjanami – w ramach tzw. solidarności energetycznej, na którą tak często powołują się ministrowie rządu PO–PSL – odbiór własnego gazu z gazociągu jamalskiego na terytorium Polski, np. we Włocławku. Brak próby rozwiązania problemu dostaw w ten sposób – ze wsparciem partnerów z Unii Europejskiej – jest poważnym błędem obecnej administracji. Warto również pamiętać o wspomnianej już rozbudowie interkonektora w Lasowie oraz o tym, że na skutek kryzysu zużycie gazu w Polsce w tym roku w widoczny sposób spada.

Informacje prasowe przekazywane przez urzędników administracji Donalda Tuska wskazują, niestety, że czarny scenariusz spełni się już we wrześniu. Podpisanie porozumienia uzależniającego Polskę od rosyjskiego gazu, faktycznie grzebiącego nadzieje na dywersyfikację na wzór struktury importu w Niemczech, Francji czy we Włoszech (które to kraje w odróżnieniu od RP mają możliwość reeksportu rosyjskiego gazu albo zakaz reeksportu i korzystną formułę cenową albo zniesienie zakazu przy „formule europejskiej”), zostanie przedstawione jako kamień milowy w stosunkach polsko-rosyjskich, dowód na poprawę wzajemnych relacji, budowę zaufania. PR-owcy na pewno wykażą się innowacyjnością w próbie zamiany klęski negocjacyjnej na propagandowy sukces.

Cel Rosjan jest oczywisty: wykorzystać zainicjowany przez siebie „problem roku 2009” oraz brak elementarnego profesjonalizmu polskich polityków w celu zwiększenia uzależnienia polskiej gospodarki od rosyjskiego gazu ziemnego, tak aby w perspektywie najbliższych kilkunastu lat bezcelowa stała się realizacja projektów infrastrukturalnych umożliwiających import surowca z kierunku innego niż wschodni.

źródło: Niezależna Gazeta Polska

Tekst mojego autorstwa, który ukazał się w Niezależnej Gazecie Polskiej 7 sierpnia 2009 r.

Udostępnij na social media

Porozmawiajmy

Janusz Kowalski informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.
zamknij