Rzeczpospolita na pasku Gazpromu
Siarczysty mróz przypomniał, że po ponad 50 miesiącach rządów gabinetu
Donalda Tuska Polska znajduje się w stanie permanentnego kryzysu gazowego.
Nieoficjalnie silne mrozy uniemożliwiają rosyjskiemu Gazpromowi, który rocznie
dostarcza około 180 mld m sześc. gazu ziemnego do europejskich odbiorców,
wywiązanie się z zobowiązań kontraktowych. Oficjalnie szefowie Gazpromu jednego
dnia informują, że dostawy realizowane są planowo, innego – że ograniczenia w
eksporcie są winą… Ukraińców, rzekomo podkradających surowiec przeznaczony na
rynek Unii Europejskiej.
Zostawiając na boku szum informacyjny, fakty są takie, że dostawy do Austrii,
Bułgarii czy na Słowację zostały czasowo zmniejszone nawet o 30 procent. PGNiG
jednego dnia informuje, że import rosyjskiego gazu spadł o7 proc. i w związku z
tym spółka zmniejsza czasowo dostawy surowca do dużych krajowych odbiorców
przemysłowych, czyli do PKN Orlen oraz zakładów azotowych w Policach i Puławach.
Kolejnego dnia w eter idzie komunikat PGNiG, że jednak “jesteśmy całkowicie
bezpieczni”, choć w tym samym czasie Gazprom oficjalnie informuje, że nie jest w
stanie dostarczać dodatkowych ilości gazu do Europy. Dodatkowy gaz potrzebny
jest odbiorcom z uwagi właśnie na pogodę, która sprawia, że zużycie surowca jest
zdecydowanie wyższe aniżeli w okresie letnim. Tak czy owak największym marzeniem
Zarządu PGNiG jest odwilż i ustanie mrozu, ponieważ wielotygodniowe zwiększenie
zużycia gazu ziemnego w kraju na skutek niskiej temperatury grozi całkowitym
wyczerpaniem w połowie już prawie pustych magazynów gazu. Tym razem mroźna zima
przypomniała opinii publicznej, jak kruche są podstawy gazowego bezpieczeństwa
energetycznego Polski.
Uzależnieni od Gazpromu
Fakty są takie, że 100 proc. importowanego gazu ziemnego do Polski stanowi
surowiec rosyjski. Gaz importowany przez PGNiG z Niemiec czy Czech jest również
gazem pochodzenia rosyjskiego. Bezpieczeństwo energetyczne Polski od listopada
2007 r., kiedy premierem RP został Donald Tusk, nie poprawiło się. Przez ponad
cztery lata rząd PO – PSL nie dokończył programu dywersyfikacji dostaw nośników
energii, który był w latach 2005-2007 z inicjatywy śp. prezydenta RP Lecha
Kaczyńskiego oraz premiera Jarosława Kaczyńskiego konsekwentnie realizowany w
sektorze gazu ziemnego i ropy naftowej. Zgodnie z rządowym harmonogramem z 2006
r. pełnomocnika rządu ds. dywersyfikacji dostaw nośników energii Piotra
Naimskiego w IV kwartale 2010 r. miała być zakończona budowa podmorskiego
gazociągu Baltic Pipe, łączącego polski i duński system przesyłowy gazu
ziemnego. Gdyby tak się stało, możliwy byłby i infrastrukturalnie, i surowcowo
odbiór chociażby w styczniu 2012 r. gazu pochodzenia nierosyjskiego z kierunku
północnego. Mrozy polskie nie byłyby straszne.
Niestety, jedną z pierwszych decyzji rządu Tuska było zamrożenie tego projektu w zamian za obietnicę
zwiększenia krajowego wydobycia gazu ziemnego. Ta zapowiedź nie została
oczywiście spełniona. Ponadto w 2012 r. miał być gotowy terminal do odbioru gazu
skroplonego w Świnoujściu, którego budowa na szczęście jest kontynuowana, ale
jego oddanie opóźniono o blisko dwa lata. W zamian za to liberalny rząd
Platformy Obywatelskiej wspiera z powodów politycznych niekorzystny dla polskiej
gospodarki monopol jednego dostawcy gazu ziemnego – rosyjskiego Gazpromu.
Efektem tej polityki było zawarcie w październiku 2010 r. arcyniekorzystnej
umowy gazowej z Rosją, która o ponad 2 miliardy zwiększyła (sic!) uzależnienie
Polski od rosyjskiego gazu w perspektywie zakończenia kontraktu jamalskiego,
czyli do roku 2022. A warto pamiętać, że gdyby nie twarda postawa lidera
opozycji Jarosława Kaczyńskiego we wrześniu 2010 r., umowa jamalska z inicjatywy
rządu polskiego byłaby przedłużona do 2037 roku! Polski import gazu ziemnego
przez PGNiG w 90 proc. oparty jest więc dziś na umowie jamalskiej, która –
wzorem standardów RWPG – gwarantowana jest przez polski rząd. W Europie
kontrakty zawierane są na poziomie biznesowym przez koncerny energetyczne, w
Polsce wciąż obowiązuje zasada, że o dostawach gazu decyduje osobiście…
premier z gospodarzem na Kremlu. O tym, jak niekorzystna jest umowa jamalska dla
PGNiG, świadczą chociażby wyniki spółki w IV kwartale 2011 roku.
Prezes PGNiG z rozbrajającą szczerością przyznał, że spółka sprzedaje gaz poniżej kosztów jego
zakupu. Innymi słowy, Polska infrastrukturalnie i surowcowo uzależniona jest od
dostaw na linii wschód – zachód. O tym, jak bolesne jest to uzależnienie,
świadczy trwający od stycznia 2009 r. do października 2010 r. kryzys gazowy w
Polsce na skutek powstania z winy Kremla luki kontraktowej w dostawach surowca.
Polacy mają dziś jedne z najwyższych cen za gaz ziemny w Europie. Nawet Rosjanie
w 2011 r. przyznali, że różnica w cenie 1000 m sześc. rosyjskiego gazu dla
odbiorcy niemieckiego i polskiego wynosi aż 50 USD na naszą niekorzyść. Oznacza
to, że rocznie płacimy o 2 mld zł więcej za tę samą ilość odbieranego gazu co
Niemcy. Taka jest realna cena braku dywersyfikacji i konkurencji na polskim
rynku gazowym. Politykom PO – PSL zimą 2012 r. pozostaje mieć nadzieję, że
“jakoś to będzie” i mrozy miną, zanim kolejnym zakładom przemysłowym ograniczy
się dostawy surowca. Z innego niż rosyjski kierunku Polska nie jest w stanie
odebrać gazu.
Obowiązkiem władz Rzeczypospolitej jest zapewnienie państwu bezpieczeństwa
energetycznego, które ustawowo definiowane jest jako “stan gospodarki
umożliwiający pokrycie bieżącego i perspektywicznego zapotrzebowania odbiorców
na paliwa i energię w sposób technicznie i ekonomicznie uzasadniony”. Niestety,
prawie każdego roku w styczniu polska gospodarka poddawana jest kolejnej próbie
przezwyciężenia kryzysu związanego z realnym ograniczeniem dostaw błękitnego
paliwa lub polityczną groźbą realizacji takiego scenariusza. Warto przypomnieć
wstrzymanie dostaw do Polski w styczniu 2006 r. na skutek rosyjsko-białoruskiego
konfliktu gazowego czy rosyjsko-ukraiński kryzys gazowy ze stycznia 2009 roku.
Efektem tego ostatniego było zaniechanie przez spółkę Gazpromu RosUkrEnergo
realizacji średnioterminowego kontraktu na dostawy do Polski rocznie blisko 2,3
mld m sześc. gazu. Pytanie, które samo się nasuwa każdej zimy, jest proste: jak
to się dzieje, że duże europejskie państwo, jakim jest Polska, z blisko 40
milionami mieszkańców, nie jest w stanie zapewnić własnej gospodarce
nieprzerwanych dostaw surowców energetycznych? Z tego obowiązku rząd Donalda
Tuska od lat nie potrafi się wywiązać, o czym w tym roku przypomniała… pogoda.
A przecież nie mamy do czynienia z konfliktem zbrojnym, atakiem terrorystycznym
czy sporem politycznym w Europie.
A propaganda swoje
Tymczasem Biuro Bezpieczeństwa Narodowego na polecenie prezydenta Bronisława
Komorowskiego dokonuje oceny stanu bezpieczeństwa państwa w ramach swojego
programu pod szumnym tytułem “Strategiczny Przegląd Bezpieczeństwa Narodowego”.
Warto zwrócić uwagę na ekspertyzę “fachowców od bezpieczeństwa energetycznego”:
prof. dr. hab. Ryszarda Zięby oraz dr hab. Justyny Zając, której aktualność
warto dziś zweryfikować. W opublikowanej w lipcu 2011 r. ekspertyzie wymienieni
“naukowcy” piszą: “W Polsce od mniej więcej dekady politycy i media straszą
opinię społeczną niebezpieczeństwem wstrzymania przez Rosję dostaw nośników
energii, ropy naftowej, a przede wszystkim gazu ziemnego oraz bliżej
nieokreślonym uzależnieniem ekonomicznym od “jednego dostawcy” Jest to
nieuzasadnione upolitycznienie problemu, które jest wynikiem negatywnej oceny
Rosji i przypisywaniem jej złych intencji wobec Polski i innych zachodnich
sąsiadów. Bezpieczeństwo energetyczne, zwłaszcza gazowe, nie jest obecnie
zagrożone, jako że tylko ok. 6-8% energii w Polsce jest wytwarzane z gazu
importowanego z Rosji, a przy tym pomimo monopolu rosyjskiej kompanii Gazprom na
dostawy gazu do Polski, kupujemy go po rozsądnej i korzystnej cenie. Nie ma
takiej intencji po stronie rosyjskiej wykorzystywania tzw. broni gazowej, w
formie wstrzymania tłoczenia gazu do Polski”.
Ta kuriozalna opinia została wygłoszona kilka miesięcy po zakończeniu prawie dwuletniego okresu braku
stabilności w dostawach gazu ziemnego do Polski oraz po podpisaniu – na skutek
szantażu Kremla i w najlepszym przypadku naiwnej i nieodpowiedzialnej polityki
rządu Donalda Tuska – nowej umowy gazowej, która w bezwzględnych liczbach
zwiększyła uzależnienie naszej gospodarki od Gazpromu przy zachowaniu
niekorzystnej formuły cenowej. A tak na poważnie. Jeżeli w imieniu prezydenta RP
za publiczne pieniądze tzw. eksperci i naukowcy wypisują oczywiste dyrdymały, że
Polska, mając jedne z najwyższych cen za rosyjski gaz w Europie i będąc od niego
uzależniona w koszyku importowym w 100 proc., “kupuje gaz po rozsądnej i
korzystnej cenie” i stan ten nie jest “bliżej nieokreślonym uzależnieniem
ekonomicznym od jednego dostawcy”, aż strach się bać, w czyje ręce obecnie
powierzono bezpieczeństwo Rzeczypospolitej. Styczniowy mróz w 2012 r. przypomina
opinii publicznej, jak bardzo nasza gospodarka uzależniona jest od jednego,
rosyjskiego dostawcy, który nie tylko ze względów politycznych i gospodarczych,
ale również pogodowych nie jest w stanie dostarczyć do Polski wystarczającej
ilości surowca potrzebnego przemysłowi. W takiej sytuacji mówienie o
bezpieczeństwie energetycznym państwa w sektorze gazowym jest pustym
propagandowym hasłem. Polakom pozostaje więc z nadzieją obserwować termometry i
żywić nadzieję, że sroga zima nie będzie trwała dwa miesiące, kiedy polskie
magazyny gazu zostaną całkowicie opróżnione.
źródło: Nasz Dziennik
Tekst mojego autorstwa, który ukazał się w Naszym Dzienniku 7 lutego 2012 r.