Aktualności

Umowa gazowa do komisji śledczej

7 27.03

Kulisy negocjacji umowy gazowej powinny stać się przedmiotem badań sejmowej komisji śledczej. Pierwszy świadek: Waldemar Pawlak. Rząd PO – PSL oddaje faktyczną kontrolę nad Gazociągiem Jamalskim Kremlowi, rezygnuje z milionów dolarów należnych PGNiG oraz wzmacnia na kilkadziesiąt lat dominującą pozycję Gazpromu w Polsce.

Zarząd PGNiG bije kolejne rekordy w manipulowaniu informacjami dotyczącymi nowej umowy gazowej z Rosją. Należy zadać publicznie pytanie: dlaczego Zarządowi PGNiG zależy tak bardzo na zawarciu arcyniekorzystnej dla Polski umowy gazowej? 

Szukając odpowiedzi na tak postawione pytania, warto dokonać m.in. analizy oficjalnego oświadczenia PGNiG SA z 5 sierpnia br., wydanego w związku z publikacją mojego artykułu w „Naszym Dzienniku”, poprzez zacytowanie jego najciekawszych fragmentów oraz ich skomentowanie.

„Trzeba też sobie jasno powiedzieć, że polska pozycja negocjacyjna była bardzo słaba. Jako kraj nie mieliśmy technicznych możliwości zakupu gazu z żadnego innego kierunku z wyłączeniem wschodniego. (…) Nie jest prawdą, że PGNiG SA nie wykorzystało możliwości zakupu rosyjskiego gazu od spółek niemieckich, ponieważ pomimo podpisanej umowy nie były one w stanie zrealizować dostaw”.

Powyższa opinia PGNiG nie znajduje oparcia w faktach. Po pierwsze, w 2009 r. w wyniku ogólnoświatowego kryzysu gazowego zapotrzebowanie na gaz ziemny w Europie i w Polsce gwałtownie spadło. Od 2009 r. do chwili obecnej rosyjski surowiec jest najdroższy na kontynencie – droższy od gazu norweskiego czy katarskiego. Gazprom zanotował spadek eksportu na rynek europejski o ponad 11 proc., a europejskie koncerny od tego czasu uzyskują znaczne zniżki w obowiązujących kontraktach poza, niestety, polskim PGNiG. Kiedy od stycznia 2009 r. spółka zależna od Gazpromu RosUkrEnergo przestała realizować kontrakt na dostawy do Polski rocznie 2,3 mld m sześc. gazu, polska pozycja negocjacyjna w rozmowach dotyczących uzupełnienia niedoboru gazu była wyjątkowo silna w porównaniu z podobnymi sytuacjami w poprzednich latach. Ponadto Gazprom Export był winien polskiej spółce EuRoPol Gaz SA, będącej właścicielem polskiego odcinka Gazociągu Jamalskiego, ok. 360 mln USD za przesył surowca w poprzednich latach. Same zobowiązania RosUkrEnergo wobec PGNiG wynosiły ok. 60 mln USD. Jeżeli polska pozycja została osłabiona, to odpowiedzialność za ten fakt spoczywa na wicepremierze Waldemarze Pawlaku, odpowiedzialnym za prowadzenie polsko-rosyjskich negocjacji, oraz na zarządzie PGNiG. Rezygnacja przez Waldemara Pawlaka w trakcie negocjacji z dochodzenia przez EuRoPol Gaz ww. roszczeń oscylujących wokół 1 mld złotych (sic!) i rezygnacja PGNiG z żądania 60 mln USD odszkodowania od spółki Gazpromu RosUkrEnergo sama w sobie jest niebywałym „posunięciem negocjacyjnym” i skandalem, który na pewno będzie w przyszłości przedmiotem badania sejmowej komisji śledczej. Jest oczywiste, że PGNiG nie stać na rezygnację lekką ręką z milionów dolarów, które potrzebne są na kosztowne krajowe inwestycje infrastrukturalne.

Po drugie, Polska rzeczywiście wciąż nie ma – na skutek 3-letnich zaniechań rządu PO – PSL – możliwości zakupu gazu ziemnego z innego kierunku niż wschodni, lecz ma techniczną możliwość zakupu surowca od innego dostawcy niż Gazprom. Problem polega na tym, że ani premier Donald Tusk, ani minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski – nie wspominając Waldemara Pawlaka, który miał i ma ogromny problem zdefiniowania swojej roli w rozmowach i wyboru, czy działa w interesie Rzeczypospolitej, czy Gazpromu – nie chcą z tej możliwości skorzystać. Politycy Platformy Obywatelskiej nie zrobili kompletnie nic, aby umożliwić zakup na terenie Polski przez PGNiG rosyjskiego gazu ziemnego od np. niemieckiej spółki przesyłającej surowiec polskim odcinkiem Gazociągu Jamalskiego lub umożliwić przesył zakupionego od zachodnich spółek gazu z kierunku ukraińskiego, działając tym samym na korzyść Gazpromu, wbrew gospodarczym interesom państwa. W sytuacji realnego zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego państwa polski premier uchyla się od działania i podjęcia próby rozwiązania tego problemu na drodze bilateralnych rozmów z kanclerz Angelą Merkel. Rozwiązanie problemu sprowadza się do zmiany sytuacji, w której kupiony przez Niemców rosyjski gaz staje się własnością niemieckiej spółki dopiero na granicy polsko-niemieckiej, a nie na granicy polsko-białoruskiej. Dzięki temu PGNiG mógłby kupić brakujący gaz na terenie Polski lub z kierunku ukraińskiego od np. niemieckiej czy francuskiej spółki.

„Brak tych możliwości wynikał m.in. z wstrzymania przez rząd premiera Jarosława Kaczyńskiego realizacji projektów infrastrukturalnych mających połączyć polski system gazowy z systemami krajów ościennych. Do tych planów powrócił dopiero rząd PO – PSL”. Nie jest dobrym pomysłem, aby giełdowa spółka wykorzystywana była do prowadzenia brudnej i agresywnej gry politycznej. Powyższy zarzut jest tak absurdalny, że trudno go skomentować, skoro nawet Donald Tusk w swoim exposé docenił zaangażowanie rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego na rzecz bezpieczeństwa energetycznego Polski. A fakty są takie, że to właśnie rząd premiera Kaczyńskiego sformalizował realizowany od początków rządów Prawa i Sprawiedliwości program dywersyfikacji dostaw gazu ziemnego do Polski w formie dokumentu z marca 2007 roku „Polityka dla przemysłu gazu ziemnego”. Dokument ten jest „mapą drogową” polskiej dywersyfikacji i stworzenia konkurencyjnego rynku gazu poprzez m.in. budowę terminalu LNG w Świnoujściu i gazociągu Baltic Pipe łączącego polski i duński system przesyłowy.

Minister gospodarki Waldemar Pawlak, gorący zwolennik kilkudziesięcioletniego porozumienia z Gazpromem, chce możliwie jak najszybciej, aby ten plan określający uniezależnienia się od rosyjskiego monopolu przestał obowiązywać. Stawianie takich zarzutów premierowi Kaczyńskiemu, dzięki któremu ruszyła budowa terminalu LNG w Świnoujściu, PGNiG w 2007 r. zakupił złoża gazu ziemnego w Norwegii czy ruszył na nowo projekt Baltic Pipe, wykracza poza granice dobrego smaku i naraża autorów na zwykłą śmieszność. Tym bardziej że to właśnie rząd PO – PSL, który przez ponad rok swojego działania opóźniał kontynuowanie projektu gazoportu i zaniechał całkowicie budowy gazociągu Baltic Pipe, faktycznie stara się wrócić do konkurencyjnego wobec polskich planów uniezależnienia się od rosyjskiego surowca projektu z czasów rządów Leszka Millera, tj. połączenia gazowego koło Szczecina. Projekt ten w istocie jest niczym innym jak podłączeniem się do Nord Stream. Publiczne przyznawanie się do tego jest sprzeczne z polską racją stanu.

„Efektywna realizacja założeń polityki energetycznej Polski wymaga zagwarantowania długoterminowej pewności dostaw podstawowych surowców energetycznych, m.in. gazu. W tym kontekście zawarcie długoterminowego kontraktu na dostawy gazu bezpośrednio z producentem jest absolutnie kluczowe. Tego typu działania są powszechną praktyką rynkową, a podobne umowy zawarły z Gazpromem już wcześniej inne firmy europejskie, takie jak np. włoska ENI do 2035 roku, niemieckie: E.ON do 2035, VNG do 2031 roku”.

Manipulacja PGNiG polega na tym, że wynegocjowana polsko-rosyjska umowa jest niczym innym jak aneksem do „Porozumienia między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej o budowie systemu gazociągów dla tranzytu gazu rosyjskiego przez terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i dostawach gazu rosyjskiego do Rzeczypospolitej Polskiej z dn. 25 sierpnia 1993 roku”. Jak sama nazwa wskazuje, mowa tu o porozumieniu politycznym, a nie biznesowym, których niemieckie i włoskie przykłady w swoim oświadczeniu wymienia PGNiG. Innymi słowy – to Polska jako państwo zobowiązuje się do odbioru do 2037 r. ogromnych ilości gazu ziemnego z Rosji i kłamstwem jest twierdzenie, że powszechną praktyką rynkową jest zawieranie podobnych porozumień na szczeblu rządowym w Europie.

7 27.03 1
Odwiedź mój profil na Facebooku

Takie praktyki są rzeczywiście stosowane, ale… na obszarze postsowieckim, szczególnie w azjatyckiej części. Ani rząd niemiecki, ani rząd włoski nie zawarł żadnego międzyrządowego porozumienia z Kremlem na dostawy gazu! Jeżeli PGNiG chce zawierać umowy długoterminowe, niech czyni to na własny rachunek, jako spółka prawa handlowego rozliczana ze swojej działalności przez ministra Skarbu Państwa, a nie na rachunek Rzeczypospolitej i Polaków. W tym przypadku rząd Donalda Tuska chce jednak jak za dawnych czasów Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, by to państwo było gwarantem dostaw surowców energetycznych i by Polacy słono płacili za drogi rosyjski gaz w formule korzystnego dla Gazpromu kontraktu wynegocjowanego przy zielonym stoliczku. Zawieranie umów międzyrządowych dotyczących dostaw surowców energetycznych jest absolutnym substandardem w Unii Europejskiej. Podobno najbardziej liberalna i wolnorynkowa partia w Polsce, jaką rzekomo jest Platforma Obywatelska, forsuje najbardziej antyliberalny i w istocie korupcyjny model zawierania wielomiliardowych kontraktów energetycznych przez urzędników ponad głowami obywateli.

„Z punktu widzenia gwarancji pewności dostaw istotne jest, że gaz będziemy kupować od producenta, bo jak pokazały wydarzenia stycznia 2009 roku, błędna decyzja z 2006 roku, akceptowana przez ówczesnego ministra Skarbu Państwa w rządzie PiS – Samoobrona – LPR, o zawarciu kontraktu z pośrednikiem spowodowała niedobór gazu na rynku polskim w 2009 roku”.

Po pierwsze, niedobór gazu w 2006 r. spowodowany był fatalnym w skutkach aneksem wicepremiera Marka Pola do umowy jamalskiej z 2003 roku. Innymi słowy – nie byłoby problemu roku 2006 czy 2009, gdyby nie stworzenie sytuacji, w której powstała tzw. dziura kontraktowa na skutek fatalnie przeprowadzonych negocjacji przez rząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Warto podkreślić, że w tych negocjacjach w tle aktywny był obecny wiceprezes zarządu PGNiG ds. strategii Radosław Dudziński – w tamtym czasie dyrektor ds. strategii w PGNiG. Przygotowywane przez niego analizy były m.in. podstawą uzasadniania podejmowanych złych decyzji politycznych. Warto zadać pytanie o wiarygodność i profesjonalizm Dudzińskiego, który dziś również współodpowiada za prowadzone ze stroną rosyjską negocjacje, tym bardziej że w dalszej części oświadczenia PGNiG czytamy opinie, za które bezpośrednio Dudziński jest w spółce odpowiedzialny. Po drugie, szantaż energetyczny Gazpromu z roku 2006 oraz sam fakt przerwania dostaw do Polski w styczniu 2009 r. przez spółkę zależną od rosyjskiego monopolisty RosUkrEnergo są najjaśniejszymi dowodami na wykorzystywanie przez Kreml gazu ziemnego w bieżącej polityce.

Fakty te zadają również kłam twierdzeniu, że Gazprom jest stabilnym dostawcą surowca. Nazywanie szantażu energetycznego Gazpromu z 2006 r. „błędną decyzją” i sugerowanie zaistnienia w tamtym czasie sytuacji swobodnego wyboru dostawcy gazu jest po prostu kuriozalne i sprzeczne z historycznymi faktami. Podstawowym warunkiem negocjacyjnym Gazpromu uzupełnienia w 2006 r. niedoboru gazu było zawarcie przez PGNiG kontraktu z podstawionym i wskazanym przez Gazprom pośrednikiem, czyli ze spółką RosUkrEnergo. Polski wybór sprowadzał się tylko i wyłącznie do akceptacji albo odrzucenia propozycji Gazpromu. Innej możliwości nie było. Pamiętajmy, że zaniechanie budowy przez SLD gazociągu Baltic Pipe, którym od 2004 r. miało płynąć 3 mld m sześc. gazu z Norwegii do Polski, oraz podpisanie fatalnego w skutkach aneksu do umowy jamalskiej w 2003 r. leżało u podstaw tego szantażu. Rząd w 2006 r. został szantażem zmuszony do zmiany formuły cenowej w kontrakcie jamalskim, natomiast rząd PO – PSL w 2010 r. – w o niebo lepszej sytuacji negocjacyjnej przy całkowicie zmienionym rynku gazowym – nie tylko przedłuża obowiązywanie tego kontraktu o 15 lat, zwiększa wolumen odbieranego z niego gazu, ale także oddaje faktyczną kontrolę nad Gazociągiem Jamalskim Kremlowi, rezygnuje z milionów dolarów należnych PGNiG oraz wzmacnia o kilkadziesiąt lat dominującą pozycję Gazpromu w Polsce. To jest klęska negocjacyjna.

„Z prowadzanych analiz wynika, iż w perspektywie 5-10 lat zużycie gazu w Polsce wzrośnie o ok. 20% – 30%. Obecnie zużycie gazu w Polsce na jednego mieszkańca jest trzykrotnie niższe niż w krajach zachodniej Europy. Zgodnie ze strategią rozwoju PGNiG SA do 2015 roku planuje się zwiększyć sprzedaż gazu do poziomu ok. 17- 18 mld m sześc.”.

Wystarczy tylko porównać ww. dane z danymi rządowego dokumentu „Polityka energetyczna Polski do 2030 r.” zatwierdzonego przez rząd PO – PSL 10 listopada 2009 roku. W dokumencie tym czytamy, że w 2015 r. zużycie gazu ziemnego w Polsce wyniesie maksymalnie 15,4 mld m sześc., co jest prognozą mniejszą od prognozy wiceprezesa Dudzińskiego o 1,6-2,6 mld m sześciennych. Śrubowanie przez PGNiG prognoz zużycia gazu, choć w 2009 r. w wyniku kryzysu o prawie 1 mld m sześc. zużycie surowca w Polsce spadło, ma na celu z jednej strony uzasadnienie oczywistego przekontraktowania rosyjskiego gazu w ramach nowej polsko-rosyjskiej umowy gazowej. Z drugiej strony zaś uniemożliwić od 2014 r. polskim odbiorcom zakup o kilkadziesiąt procent tańszego gazu importowanego poprzez terminal do odbioru gazu skroplonego w Świnoujściu.

„Nowe porozumienie zakłada obniżenie ceny gazu w kontrakcie na dostawy gazu o ok. 1,5 proc. przez okres 5 lat, Szacunkowa wartość upustu na ceny gazu w nowym kontrakcie uzyskana przez polskich negocjatorów wyniesie ok. 250-280 mln USD, czyli ok. 750-840 mln złotych. Ponadto w kontrakcie nadal będzie obowiązywać możliwość renegocjacji ceny gazu i z tego zapisu PGNiG SA zamierza korzystać”.

Ilość zakontraktowanego gazu w nowej umowie gazowej wynosi od 2010 do 2037 r. ok. 285 mld m sześciennych. Wynegocjowany przez rząd PO – PSL mechanizm obniżający cenę dotyczy tylko 15 proc. gazu zakontraktowanego i tylko przez 5 lat. Przy zakontraktowanych 10,25 mld m sześc. rocznie daje to ok. 1,5 mld m sześc. na rok, czyli „upust” może objąć maksymalnie ok. 7,5 mld m sześc. przez 5 lat. Dodatkowo upust będzie miał zastosowanie tylko do surowca zakupionego ponad wielkość 8,7 mld m sześc. Warunkiem zakupu gazu tańszego jest najpierw zakup rocznie 8,7 mld m sześc. gazu droższego. Za pozostałe dostawy będziemy płacić do 2037 roku cenę na niekorzystnych od 2006 r. warunkach, które przecież Waldemar Pawlak publicznie tak krytykuje. W 2006 r. Polska została szantażem zmuszona do zawarcia kontraktu z podstawioną przez Gazprom spółką RosUkrEnergo przy jednoczesnym podwyższeniu ceny gazu w kontrakcie jamalskim o 10 pkt procentowych. Wydłużenie na wniosek Waldemara Pawlaka obowiązywania kontraktu jamalskiego o 15 lat – z 2022 r. do 2037 r., oraz zwiększenie ilości odbieranego z tego kontraktu gazu oznacza, że Polacy będą płacić za większą ilość rosyjskiego gazu i przez 15 lat dłużej według formuły cenowej z 2006 roku.

Pierwsze, o co należy zapytać pytaniem Waldemara Pawlaka, jeśli stanąłby on w przyszłości przed sejmową komisją śledczą ds. umowy gazowej, to czym kierował się, składając propozycję wydłużenia o 15 lat kontraktu jamalskiego. Nawet Rosjanom nie przyszło do głowy, że Polacy zechcą o kilkanaście lat wydłużyć obowiązywanie tak niekorzystnej umowy gazowej. Taki ruch jest arcyniekorzystny dla kieszeni Polaków i arcykorzystny dla Gazpromu. Między bajki należy włożyć deklarację, że PGNiG zamierza w przyszłości korzystać z prawa renegocjacji ceny gazu z Rosjanami, ponieważ nie jest znany w polsko-rosyjskich negocjacjach gazowych przykład obniżenia przez stronę rosyjską ceny gazu. Klauzula o możliwości renegocjacji ceny gazu co trzy lata w kontrakcie jamalskim istnieje od samego początku. Pojawia się pytanie, dlaczego z tego prawa członkowie Zarządu PGNiG w osobach: Radosław Dudziński, Michał Szubski i Mirosław Dobrut, nie skorzystali podczas negocjacji. Zarząd PGNiG miał dużo bardziej korzystną sytuację do obniżek, niż miało to miejsce w 2006 roku. Inne koncerny zachodnie natychmiast wykorzystały zmiany na rynku i uzyskały upusty w ramach rozmów handlowych bez udziału ich rządów.

Kompletnie niezrozumiałe jest z jednej strony krytykowanie działań rządu z 2006 r., na którym pod wpływem szantażu Gazprom wymógł podwyżkę ceny gazu w kontrakcie jamalskim, a z drugiej powiększanie kontraktu jamalskiego o kolejne kilka miliardów metrów sześciennych gazu i wydłużanie jego obowiązywania o 15 lat przy niezmienionej, niekorzystnej formule cenowej. Logicznie nie do uzasadnienia jest bronienie przez PGNiG postanowień nowej umowy gazowej szczególnie w tym właśnie punkcie, który dotyczy zwiększenia i wydłużenia obowiązywania kontraktu jamalskiego, za co zapłacą miliardy dolarów wszyscy Polacy. Kluczem do zrozumienia tego, co dzieje się wokół polsko-rosyjskiej umowy gazowej, obecnie jest właśnie odpowiedź na pytanie: komu i dlaczego zależy na tym, by Polacy płacili więcej i dłużej za rosyjski gaz.

źródło: Nasz Dziennik

Tekst mojego autorstwa, który ukazał się w Naszym Dzienniku 8 września 2010 r.

Udostępnij na social media

Moja działalność
polityczna, społeczna i ekspercka

Umowa gazowa do komisji śledczej

Umowa gazowa do komisji śledczej

Porozmawiajmy

Janusz Kowalski informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.
zamknij