Aktualności

Znany polityk komentuje działania polskiego klubu. „Powinni pójść po rozum do głowy”

29 lutego 2024 /

Działacze Kolejarza powinni pójść po rozum do głowy – przyznaje Janusz Kowalski. Poseł na Sejm RP tłumaczy w rozmowie z Interią, co powinien zrobić opolski klub, aby w końcu ruszyć do przodu. Krytycznie ocenia również pracę nowego rządu. – Ten rząd w ogóle nie pracuje. Tusk ma to do siebie, że lubi uciekać, a najczęściej za granicę. To symbol jego rządów – grzmi. W dodatku nie ukrywa, że chciałby, aby żużel stał się popularny na całym świecie. – Chciałbym, żeby żużel był oglądany we Włoszech, w Hiszpanii, w Gwatemali, a nawet w Hondurasie – szokuje.

Szymon Makowski, Interia: Za miesiąc rusza sezon żużlowy w Polsce. Jak często śledzi pan coroczne zmagania?

Janusz Kowalski, poseł na Sejm RP: Nie będę ukrywał, że staram się głównie spoglądać na rezultaty Kolejarza Opole, bo to klub z mojego miasta. Ja jestem generalnie fanem sportu i życzę każdemu polskiemu klubowi, żeby należycie się rozwijał. W tym sensie istotna jest polityka nowego rządu w zakresie sponsoringu. Mam nadzieję, że te ramy, które przez ostatnie 8 lat zostały wypracowane, zostaną utrzymane.

Kiedyś przeczytałem, że pańskim ulubionym zawodnikiem był Wojciech Załuski.

– Wojciech Załuski był moim bohaterem, gdy miałem 8-10 lat i grałem w kapsle na opolskim Zaodrzu. Potem poznałem Wojtka, kiedy byłem wiceprezydentem Opola, a on pracował w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Swojej sympatii nie ukrywam także do śp. Jurka Szczakiela, z którym swego czasu blisko się trzymałem. Starałem się wsłuchiwać w jego głos, bo to nasz pierwszy polski mistrz świata i bohater sportowy Opola. Był rzeczywistym autorytetem dla całej Opolszczyzny.

Co musi się wydarzyć, aby Kolejarz wydostał się z Krajowej Ligi Żużlowej?

– To jest dokładnie ta sama odpowiedź, której udzielałem w 2015 i 2023 roku. Wówczas doprowadziłem do komercjalizacji i utworzenia całej ligi zawodowej piłkarzy ręcznych PGNiG Superliga w 2016 roku. Doszło do przekształcenia kilkunastu stowarzyszeń w spółki akcyjne. Dzięki temu np. Gwardia Opole z amatorskiego zarządzania stała się profesjonalnym klubem. Później sięgnęła po brązowy medal mistrzostw Polski, co do dnia dzisiejszego jest ogromnym sukcesem. Gwardia jest dziś bardzo dobrym przykładem skomercjalizowanego klubu. To samo zrobiła Odra Opole, która ma w perspektywie kilku lat bardzo duże szanse na awans.

Tego wszystkiego nie zrobił Kolejarz Opole, który powinien dokładnie prześledzić sobie ostatnie lata w wykonaniu wyżej wymienionych klubów. Kolejarz ma jedną rzecz, która wyróżnia go na tle reszty. Mają ogromną rzeszę fanów praktycznie z całego województwa, którzy przyjeżdżają na mecze ligowe. W najlepszych momentach na stadionie potrafiło zasiadać kilkanaście tysięcy ludzi. To jest coś pięknego i tego naprawdę nie można zmarnować.

Czyli ich potencjał wykracza zdecydowanie poza najniższą klasę rozgrywkową?

– Największym potencjałem Kolejarza są kibice. Największym problemem jest brak strategii, brak profesjonalnego zarządzania, co jest bardzo łatwe do udowodnienia. Jeżeli Kolejarz jest w tym samym miejscu od próby odbudowy, którą jako wiceprezydent Opola odpowiedzialny za sport zainicjowałem w 2015 roku, no to o czym my rozmawiamy. Nie trzeba być wielkim analitykiem, żeby jednoznacznie stwierdzić, że coś tutaj ewidentnie nie działa. Ufam, że w końcu zostanie to zmienione i że klub zostanie przede wszystkim przekształcony w spółkę akcyjną z transparentnymi finansami, zdolnością przyciągania sponsorów i całkowicie nowym podejściem do marketingu.

Deklarował pan rok temu pomoc Kolejarzowi, ale wymagania, które pan przedstawił nie zostały spełnione.

– To najlepszy dowód na to, że klub nie jest przygotowany na profesjonalne działanie. Skoro deklarowałem im swoją pomoc, bo wydaje mi się, że mam swego rodzaju praktyczne doświadczenie w tym temacie, to nie wiem w czym jest problem. Jednak dla jasności. Samo przekształcenie w spółkę akcyjną nie rozwiąże wszystkich problemów. Tutaj chodzi o zmianę sposobu myślenia. Trzeba myśleć marketingowo, żeby być partnerem dla wszystkich interesariuszy – kibiców, mediów i sponsorów. Kolejarz ma naprawdę ogromny potencjał marketingowy i niestety nie jest wykorzystywany. Działacze powinni pójść po rozum do głowy i wyciągnąć wnioski. Ja naprawdę spotykam po 20 latach osoby, które pamiętają to, że uratowałem short track w Opolu, który przez wiele lat był jedną z wizytówek miasta.

To oznacza, że jest pan ceniony na Opolszczyźnie?

– Nie mi to oceniać. W 2015 roku przygotowywałem jako wiceprezydent reformę finansowania sportu, która została poparta przez wszystkich radnych, bez względu na opcję polityczną. Wystarczyło przedstawić taką koncepcję trzech „okrętów flagowych”, czyli Odra, Gwardia i Kolejarz Opole. Dwa okręty faktycznie wypłynęły, a ten trzeci dalej jest na takiej mieliźnie i niestety nie potrafi wypłynąć. Ale to wszystko jest kwestia ludzi. Nowa ekipa przejmowała markę Kolejarza i rozpoczęła przygotowanie pod nazwijmy to lepsze czasy, ale nie udało im się. Sport zawsze powinien łączyć i w 2015 roku naprawdę rozmawialiśmy z każdym. I od strony lewicy, i od strony prawicy.

A jak pan postrzega angażowanie się w sport spółek skarbu państwa?

– Zawsze byłem zwolennikiem, bo sam dokonałem reformy sponsoringu PGNiG SA w roku 2016. Zawsze jestem zwolennikiem jasnej strategii biznesowej w kontekście odpowiedniego wyboru partnera, jeżeli taki jest konieczny w obszarze sportowym. Jestem zwolennikiem koncentracji sponsoringu. Niestety przy wielu spółkach skarbu państwa ten sponsoring jest rozproszony i jest wypadkową nie zawsze biznesowych decyzji. Najważniejsze jest jednak to, żeby każdy klub był w stanie i potrafił przyciągnąć małych lokalnych sponsorów. Uważam, że świetnym przykładem jest tutaj Vive Kielce. Posiadają setki małych sponsorów, bo widzieli biznesowe korzyści w takiej komunikacji poprzez taką markę. Tego życzę również Kolejarzowi Opole, bo kibice są, zapotrzebowanie również jest, tylko trzeba to skomercjalizować.

Natomiast w środowisku żużlowym kluby, które zawierają umowy ze spółkami skarbu państwa są bardzo krytykowane.

– Trzeba pamiętać, że spółki skarbu państwa są spółkami, które należą do polskiego państwa, czyli pośrednio do milionów Polaków. Każda spółka, jeżeli ma się angażować w sponsoring sportowy, to ja jestem zawsze zwolennikiem, jeśli ma sponsorować polskie kluby. Powinna to wtedy robić transparentnie i w takiej relacji, żeby Polacy mieli poczucie, że pieniądze, które są dziś inwestowane w sport, są pieniędzmi, które wracają w takim przykładzie, że jest szeroka oferta dla dzieci i młodzieży w klubach. Trzeba zachęcać dzieci, żeby uprawiały sport, a nie sięgały na przykład po narkotyki.

Te negatywne emocje mogą być związane z tym, że niestety komunikacja sponsoringowa spółek skarbu państwa w większości jest wsiąknięta w komunikację styku polityki. Nie ukrywajmy, bo ma to często miejsce. Ja tego unikałem przy kontrakcie z PGNiG. Tam nie było ani jednego polityka. W Polsce brakuje także wieloletniej strategii, która nie będzie zmieniana lub rozwalana po zmianie ekipy rządzącej. Musimy być umówieni, że szanujemy po prostu te wybory biznesowe i mamy takie filary, że ta spółka sponsoruje piłkę nożną, tamta żużel, a jeszcze inna jest partnerem dla piłki siatkowej. To jest biznesowo bardzo dobre podejście, bo dzięki temu koszty są również mniejsze. Nie powinno być także żadnych pośredników pomiędzy klubem, a spółką skarbu państwa.

To niestety jest częste zjawisko.

– Ja tego bardzo mocno pilnowałem. Musimy pamiętać, że każda złotówka zainwestowana w polski sport będzie procentować. Jeżeli nawet była jakaś pokusa użycia przez kogoś innego pośrednika, to ja zdecydowanie byłem zawsze temu przeciwny. I teraz zwracam się do obecnych rządzących, że odradzam tego typu działania. Naprawdę w tych największych spółkach są znakomici specjaliści od marketingu, którzy wiele lat pracują na tym stanowisku.

W ostatnim czasie toczone są dyskusje, aby dana spółka sponsorowała całe rozgrywki ligowe, a nie konkretny klub, dzięki czemu miliony dzielone byłyby pośród wszystkie drużyny po równo.

– To jest koncepcja, którą sam realizowałem. Mój pomysł był taki, jako wiceprezesa PGNiG, żeby zbudować siłę polskich klubów piłki ręcznej, poprzez duży kontrakt dla spółki zarządzającej prawami PGNiG Superligi, która dziś jest postrzegana, jako jedna z najlepszych spółek tego typu w Polsce i to jest moja duma, bo ją sam stworzyłem. Ta spółka, w której już udziałowcami są kluby, według własnych zasad przyjętych rozdziela środki z praw marketingowych na wszystkie kluby. Gdyby taka strategia była dotycząca żużla, to ona mogłaby zawierać taki duży kontrakt. Tylko pamiętajmy, że przy silnych markach klubowych nie wolno wykluczać sponsoringu spółek skarbu państwa, bo dobrym przykładem jest klub ZAKSA Kędzierzyn Koźle. Bez tego partnerstwa nie osiągnąłby największych wyników w historii, jeśli chodzi o polską siatkówkę klubową w całej Europie i na świecie. Dlatego jestem zwolennikiem mądrego wyważenia racji. Powinny być tzw. parasolowe sponsoringi, a takim jest przykład PGNiG dla całej piłki ręcznej. Tu wzorowałem się na sukcesie sponsoringu marki Plus polskiej siatkówki. Jednocześnie zakaz był, aby spółki sponsorowały poszczególne kluby, bo skoro mamy jeden parasolowy kontrakt, to wykluczamy kontrakty klubowe, czyli pewnego rodzaju dublowanie się. Muszę też jasno powiedzieć, że występują też takie kontrakty, które są za duże. Są niewspółmierne. Ja taki kontrakt widziałem w piłce ręcznej, jeśli chodzi o Grupę Azoty w kontekście Puław. Patrząc na budżety innych klubów, to była to ważna kwestia do przemyślenia. Nie można przepłacać za sponsoring. Nie mogą być stawki między poszczególnymi klubami zróżnicowane o kilkaset procent.

Czy październikowe wybory parlamentarne były dla pana najbardziej stresującymi w całej karierze?

– Każde wybory są ciekawe i to nie jest kwestia stresu. Jeśli ktoś wchodzi do polityki, to musi się wyzbyć stresu i być skupiony na zadaniach. Ja jestem zadaniowcem i zawsze stawiam sobie cele, które wykonuje.

Czyli nie obawiał się pan nie uzyskania mandatu?

– Powiaty, w których w sposób naturalny prawica ma większe poparcie, to one zawsze spływają później. Wcześniej spłynęły te liberalne z Opola i ktoś myślał, że są jakieś problemy. Czysta logistyka.

Po ogłoszeniu badań exit poll ostrzegł pan Donalda Tuska za pośrednictwem X’a, że w sejmie nie będzie miło…
– I widzimy wszyscy co się dzieje. Na ten moment rząd w ogóle nie pracuje i to jest w tym wszystkim smutne. Mamy 70-80 dni, a nadal nie ma żadnych poważnych ustaw w sporcie, rolnictwie czy gospodarce. W zasadzie ten rząd się niczym nie zajmuje. To co się dzisiaj dzieje, czyli strajki rolników, to pokazuje, że miałem po prostu rację. Donald Tusk ma jednak to do siebie, że lubi uciekać, a najczęściej za granicę. To jest symbol jego rządów.

Często mówi pan to, co myśli i nie gryzie się pan w język. Nie wstydzi się pan mówić o swoich poglądach i dobrze wszyscy wiemy, jak Polacy to często odbierają. Czy żałuje pan z perspektywy czasu jakiś wypowiedzianych słów?

– Zawsze można czegoś żałować, ale zadaje mi pan to pytanie w sytuacji, kiedy akurat sobie wspominam i chyba zacznę przytaczać niedługo moje wypowiedzi z roku 2020-2021. Wtedy bardzo mnie krytykowano, kiedy mówiłem „veto albo śmierć”, kiedy krytykowałem Zielony Ład i przestrzegałem przed wysokimi cenami energii ciepła. Ostrzegałem, że ludzie wyjdą na ulice, że Polacy tego nie wytrzymają i zapłaciłem za to wysoką cenę polityczną, bo w lutym 2021 roku zostałem odwołany z rządu Prawa i Sprawiedliwości za krytykę polityki energetycznej Zielonego Ładu. A dzisiaj temat Zielonego Ładu jest tematem numer jeden. Ja postrzegam politykę jako taki obszar, w którym trzeba mówić prawdę i to nawet jeśli ona jest niewygodna. Nie mam żadnej satysfakcji z tego, że te wszystkie rzeczy, o których mówiłem się sprawdziły. Odświeżyłem sobie nawet ostatnio jeden z moich wpisów, gdzie oznajmiłem, że decyzje z lat 2019-2020 poskutkują oddaniem władzy Donaldowi Tuskowi. Mówiłem o tym dwa lata temu, że prawica przegra wybory na własne życzenie. Skala błędów popełniona na odcinku europejskim jest tak porażająca, że to jest nie do obrony. Mam swoje zalety i wady, ale chciałbym, żeby państwo wierzyli, że mam Polskę w sercu i mówię to wszystko z perspektywy interesów Polski. Jakbym patrzył tylko na swoje interesy, to siedziałbym cicho i nigdy nie zostałbym odwołany w 2021 z rządowego stanowiska. Ale trzeba być autentycznym.

Pan oczywiście wspiera rolników w aktualnym proteście?

 Oczywiście, że tak, bo rolnicy mają rację i walczą o swoje być albo nie być. Jeżeli produkcja żywności w Polsce będzie nieopłacalna, to będziemy musieli ją importować i będę wspierał rząd w tym, jak i Prawo i Sprawiedliwość, żeby wprowadzić embargo. Musimy wynegocjować na poziomie Komisji Europejskiej ochronę celną polskiego rynku, bo to jest uczciwe. To jedyne rozwiązanie. Mówię to z perspektywy wielkiego wsparcia dla Ukrainy. Jeżeli nie będzie ochrony celnej i wsparcia dla polskich producentów rolnych, to poziom akceptacji społecznej pomocy dla Ukrainy w Polsce będzie się obniżał, co zresztą powoli możemy zauważyć.

Wróćmy na sam koniec do sportu. Co trzeba zrobić, żeby żużel był jeszcze bardziej popularny? Polacy znają już doskonale Bartosza Zmarzlika, ale co zrobić, aby zainteresowali się całą dyscypliną?

– To już jest zadanie dla marketingowców i dla strategów żużla. W mojej ocenie jest to jeden z narodowych sportów, który nas wyróżnia na tle światowym i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Potrzebna jest taka narodowa strategia grupy kapitałowej w polskim państwie w zakresie sponsoringu i marketingu. Polska jest dziś postrzegana na świecie jako państwo nowoczesne i świetnie zorganizowane. Być może trzeba wpisać żużel, który jest jednak ewenementem, jeżeli chodzi o sport i emocje, gdzie mamy najsilniejszą ligę na świecie, to w mojej ocenie w strategii marketingowej marki Polska po stronie sportu, to żużel powinien być bezwzględnie wpisany obok siatkówki i piłki nożnej, bo to nas wyróżnia. Tym możemy zainteresować innych odbiorców, bo pamiętajmy, że kibiców żużlowych możemy również pozyskiwać nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Chciałbym, żeby żużel był oglądany we Włoszech, w Hiszpanii, w Gwatemali, a nawet w Hondurasie. I to wcale nie brzmi jak science-fiction, bo dziś wszyscy mamy dostęp do internetu i telewizji. Powinniśmy promować żużel na całym świecie i naszą najsilniejszą ligę. Trzeba pamiętać, że kluby sportowe to jest polska gospodarka. Kluby sportowe to są firmy i dobrze działające przedsiębiorstwa, więc warto pokazać polski żużel na całym świecie. Tak samo jak jest pokazywana i wspierana przez inne państwa marka poszczególnych klubów piłkarskich czy siatkarskich na całym świecie.

Powstał nawet pomysł, aby od 2026 roku transmitować jedno spotkanie każdej kolejki PGE Ekstraligi w telewizji publicznej.

– Jestem zdecydowanie za najszerszym pokazywaniem żużla i każdej dyscypliny sportowej. Byłem zawsze zwolennikiem, żeby dzielić się transmisjami, bo przecież takie umowy pomiędzy stacjami telewizyjnymi obowiązują. Część tych transmisji można zawsze rozdysponować poprzez innych nadawców. Trzeba też pamiętać, że w dzisiejszych czasach tej niepewności i wszystkich używek oraz uzależnień od smartfonów, internetu, to to jest zawsze sport, pasja i pokazywanie tego szerszemu gronu zawsze niesie za sobą dobro.

A przecież sport również może być uzależnieniem.

– Szczerze? Niech wszyscy Polacy będą uzależnieni od sportu, to będziemy szczęśliwi. To jest najzdrowsze i jedyne zdrowe uzależnienie. Bądźmy uzależnieni od sportu!

Źródło: Interia Sport






Udostępnij na social media

Porozmawiajmy

Janusz Kowalski informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.
zamknij