Gazeta Polska Codziennie: Tusk i Sikorski w służbie Rosji

13 lutego 2023 /
Min Jk Gpc

Treść wywiadu, który ukazał się 13 lutego 2023 roku w Gazecie Polskiej Codziennie:

Prorosyjska polityka Donalda Tuska była szczególnie dewastująca na polu energetycznym. Jedną z jego pierwszych decyzji było zdekomponowanie całego projektu dywersyfikacji dostaw nośników energii do Polski, który został wyznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2006 r. jako odpowiedź na rosyjski szantaż gazowy – mówi nam wiceminister Janusz Kowalski. 

Adrian Siwek, Gazeta Polska Codziennie: Donald Tusk za wszelką cenę próbuje zerwać z wizerunkiem prorosyjskiego polityka. Gdyby miał Pan ocenić, to do jakiego stopnia Polska była uzależniona od Rosji za czasów rządów Platformy Obywatelskiej?

Janusz Kowalski: Symbolem rządów w mojej ocenie najbardziej prorosyjskiego premiera w III RP Donalda Tuska było zdewastowanie całej polityki wschodniej świętej pamięci prezydenta III RP Lecha Kaczyńskiego. Donald Tusk w ramach tzw. resetu z Rosją, a więc postawienia na kremlowski reżim Władimira Putina, całkowicie zniszczył polskie relacje zbudowane przez prezydenta Kaczyńskiego z państwami bałtyckimi, szczególnie z Litwą, a także z Ukrainą, Azerbejdżanem i Gruzją.

W jakich obszarach ta polityka była szczególnie dewastująca?

Ta dewastacja miała swoje odzwierciedlenie szczególnie na polu energetycznym. I jest na to kilka przykładów. Jedną z pierwszych decyzji Donald Tuska – czego symbolicznym momentem była oczywiście wizyta na Kremlu w lutym 2008 r. – było zdekomponowanie całego projektu dywersyfikacji dostaw nośników energii do Polski, który został wyznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2006 r. jako odpowiedź na rosyjski szantaż gazowy, który zakładał budowę gazociągu w Świnoujściu, budowę Baltic Pipe, który zapewniłby dostawy gazu z kierunku północnego i projekt budowy korytarza do transportu ropy naftowej z Morza Kaspijskiego do Polski – Odessa–Brody–Płock–Gdańsk.

Na czym polegała szkodliwa działalność Tuska w tych sprawach? 

Jeżeli chodzi o Baltic Pipe, to Donald Tusk już w czasie swojej kampanii wyborczej krytycznie wypowiadał się o projekcie związanym z norweskim gazem. A więc wypowiadał się po linii Władimira Putina. Ten projekt za czasów jego rządów został zamrożony, a prace zostały wstrzymane.
Zatrzymanie całkowite projektu uniezależniającego Polskę od rosyjskiej ropy naftowej Odessa–Gdańsk było tym bardziej smutne, że był to ogromny sukces geopolityczny Rzeczpospolitej polegający na tym, że z inicjatywy prezydenta Kaczyńskiego odbył się szczyt w Krakowie, podczas którego zostało zagwarantowane dziesięć milionów ton ropy naftowej od Azerbejdżanu. Ten szczyt na Wawelu odbył się z udziałem prezydentów: Polski, Azerbejdżanu, Litwy, Gruzji i przedstawicieli Ukrainy i Kazachstanu. To właśnie w czasie tego szczytu krakowskiego Putin musiał specjalnie jechać do Kazachstanu, żeby próbować przeciągnąć go na swoją stronę. Drugi szczyt odbył się w październiku 2007 r. i potwierdzał on ustalenia z majowego szczytu w Krakowie, na którym prezydenci potwierdzili kwestię realizacji projektu uniezależniającego Polskę i dużą część krajów Europy Środkowo-Wschodniej od rosyjskiej ropy. Ten projekt również Donald Tusk wstrzymał zgodnie z interesami Rosji. A wystarczyło tylko wybudować 300 km ropociągu łączącego ukraińską miejscowość Brody z polskim ropociągiem Przyjaźń.
Trzecia rzecz to opóźniony projekt budowy terminala LNG o kilka lat. Miał być zakończony w 2012 r., a został zakończony dopiero za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości. Donald Tusk nie tylko opóźnił projekt budowy terminala LNG, ale zmienił jego formułę. Ten projekt był wymyślony przez prezydenta Kaczyńskiego jako uniezależniający Polskę od rosyjskiego gazu, a Donald Tusk i Platforma Obywatelska zmienili jego formułę, kontynuując jego budowę jako tzw. bezpiecznika na wypadek przerwania dostaw gazu ziemnego. Czyli nie zakładali, że z terminala LNG będzie płynął gaz, który ma zastąpić gaz rosyjski, ale ma być jedynie takim zwornikiem bezpieczeństwa, co było zresztą potwierdzone w umowie gazowej z 2010 r., kiedy to Donald Tusk i Waldemar Pawlak dali zielone światło do zwiększenia o ponad dwa miliardy metrów sześciennych uzależnienia od rosyjskiego gazu do końca 2022 r. w ramach kontraktu jamalskiego.

Przejdźmy do Radosława Sikorskiego. Polityk ten w ostatnim czasie bardzo uaktywnił się ze swoim prorosyjskim przekazem, najpierw oskarżając Amerykanów o to, że to oni stoją za uszkodzeniem gazociągu Nord Stream, a potem mówiąc, że Polska w pierwszych dniach wojny rozważała rozbiór Ukrainy. Teraz dochodzą jeszcze afery związane z jego finansami, które pochodzą z niejasnych źródeł, o czym rozpisują się polskie i europejskie media. Kim tak naprawdę jest Radosław Sikorski i komu służy?

Radosław Sikorski jest przede wszystkim człowiekiem Donalda Tuska. Jest ambasadorem jego prorosyjskiej polityki, która była realizowana od 2007 r. de facto przez cały okres rządów PO–PSL. Był wykonawcą tej prorosyjskiej polityki, trzeba o tym jasno mówić. Nigdy nie zabiegał o twarde postawienie kwestii uniezależnienia Polski od rosyjskiego gazu i ropy naftowej. Jako szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych był orędownikiem wstrzymania tarczy antyrakietowej, która była wynegocjowana jeszcze za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, a która była ogromnym sukcesem geopolitycznym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Donald Tusk i Radosław Sikorski robili wszystko, co wpisywało się w politykę Putina. W mojej ocenie Radosław Sikorski jest politykiem numer trzy, który w ramach deputinizacji powinien być rozliczony za to, w jaki sposób funkcjonował ten prorosyjski rząd PO–PSL.

Domyślam się, że pierwszym jest sam Donald Tusk, kto w takim razie jest tym drugim?

Oczywiście Waldemar Pawlak. Gdyby to ode mnie zależało – być może warto teraz do tego wrócić – postulowałbym postawienie wszystkich tych polityków przed Trybunałem Stanu za ich prorosyjską politykę i powołanie komisji śledczej.

Czy Pana zdaniem, gdyby Donald Tusk i Radosław Sikorski wrócili do władzy w Polsce, to czy chcieliby jak najszybszego powrotu do prorosyjskiej polityki?

To jest oczywiste. W mojej ocenie Donald Tusk i Radosław Sikorski reprezentują sposób myślenia swoich niemieckich „przyjaciół”, bo przecież otwarcie na Rosję to była domena niemieckiej polityki. Donald Tusk w zamian za to, że wykonywał niezgodne z polskimi interesami projekty, które wpisywały się w geopolityczne porozumienie Władimira Putina z Angelą Merkel, został wynagrodzony. Te 1825 dni Donalda Tuska w Radzie Europejskiej było nagrodą od Angeli Merkel. Warto zaznaczyć, że złamał on tym samym lojalność wobec Rzeczypospolitej, startując przeciwko polskiemu kandydatowi Jackowi Saryuszowi-Wolskiemu. On wystartował de facto jako kandydat Niemiec. Wolał mieć poparcie Angeli Merkel, która współpracowała z Putinem, niż poparcie Rzeczpospolitej. Dla własnego stanowiska były polski premier wystartował przeciwko Polsce. To tłumaczy, gdzie w mojej ocenie jest centrum polityczne dla Donalda Tuska. Nie w Warszawie, a w Berlinie. Pokazał, że jest lojalny wobec Niemiec, a nie wobec własnej ojczyzny.

Źródło: Gazeta Polska Codziennie


Udostępnij na social media

Porozmawiajmy

Janusz Kowalski informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.
zamknij